Jak dowiedziała się „Rz”, największa firma w polskiej energetyce – PGE jest zainteresowana powołaniem nowej giełdy energii. I rozmawia o tym z Giełdą Papierów Wartościowych. – Rzeczywiście rozmowy na ten temat prowadziliśmy z zarządem GPW – przyznał „Rz” anonimowo przedstawiciel PGE. – Jako firma nie będziemy jednak w to przedsięwzięcie angażować się kapitałowo – dodał. PGE nie podała nam powodów, dla których chce utworzenia alternatywnego rynku.
Inicjatywa PGE jest o tyle zaskakująca, że grupa jest już udziałowcem Towarowej Giełdy Energii (TGE). W sumie kontroluje 21 proc. jej akcji (bezpośrednio posiada 10 proc., a poprzez elektrownie Opole i Bełchatów – kolejne 11 proc.). Szef TGE Grzegorz Onichimowski uważa, że takie stanowisko PGE byłoby niezrozumiałe.
Grupa, tworząc konkurencyjny podmiot wobec TGE, naruszyłaby porozumienia akcjonariuszy. – Skutki takiego kroku zależeć będą od tego, co ten pomysł powołania giełdy oznaczać będzie w praktyce – mówi „Rz” prezes TGE. – Jeżeli giełda faktycznie zacznie handlować energią, to może stanowić zagrożenie nie tyle dla naszego istnienia, co dla rynku. Nie znam kraju w Europie, w którym działa więcej niż jedna giełda tego typu.
Władze TGE nawiązują kontakty z zagranicznymi giełdami, m.in. ze skandynawską NordPool, w celu uruchomienia rynku regionalnego, a w perspektywie ogólnoeuropejskiego. – Walczyliśmy o większą płynność rynku, wprowadzono zmiany w prawie energetycznym nakładające obowiązek giełdowy na producentów energii, by ją poprawić i zapewnić przejrzystość transakcji – mówi Onichimowski. – Wydaje się, że TGE ze względu na dziesięcioletnie doświadczenia jest sprawdzonym miejscem handlu energią. Tworzenie zupełnie nowej giełdy, przygotowanie dla niej systemów rozliczeniowych i transakcyjnych jest drogie i czasochłonne. Nie sądzę, by nakłady na nią mogły się zwrócić wcześniej niż za dziesięć lat.
Przedstawiciel PGE argumentuje, że w prawie energetycznym jest mowa tylko o obowiązku giełdowym i nie ma nakazu korzystania z TGE.