„Powrót" to film o dziewczynie, która dwa lata spędziła, uwięziona i szantażowana, w niemieckim burdelu. Udało jej się zbiec. Ale po powrocie musi zmierzyć się z niechęcią i pogardą. Scenariusz oparty był na prawdziwych zdarzeniach?
„Powrót” to film o dziewiętnastolatce z małego, polskiego miasteczka, która dwa lata spędziła, uwięziona i szantażowana, w niemieckim burdelu. Udało jej się zbiec. Ale po powrocie musi zmierzyć się z niechęcią i pogardą otoczenia. Scenariusz oparty był na prawdziwych zdarzeniach?
Takich historii jest, niestety, dużo. Pracując z Katarzyną Terechowicz nad serialem „Głęboka woda” trafiłyśmy do fundacji La Strada, zajmującej się ofiarami handlu ludźmi. Tam opowiedziano nam między innymi o wiejskiej dziewczyny, która wyjechała do pracy do Niemiec, a sutener zmusił ją do uprawiania prostytucji. Po ucieczce stamtąd, w domu spotkała się z takim ostracyzmem, że w końcu musiała swoją wieś opuścić. Jej los stał się dla mnie impulsem, by zająć się tematem, o jakim myślałam od dawna. Opowiedzieć o ludziach, którzy z powodu „inności” spotykają się z odrzuceniem przez swoje otoczenie.
Dokumentowanie tego tematu nie było pewnie łatwe.
Przeczytałam kilka reportaży o kobietach, które przeszły przez piekło, doświadczyły strasznych krzywd, a najbliżsi obrócili się przeciwko nim. Interesujący materiał znalazłam w książkach opisujących „syndrom sztokholmski”, gdy ofiara uzależnia się od swojego prześladowcy. Studiowałam opracowania socjologiczne, rozmawiałam z psychoterapeutami. A już po nakręceniu filmu wpadł mi w ręce reportaż o dziewczynie, która w czasie studniówki została zgwałcona przez kolegów. I potępienie społeczności spadło na nią, a nie nie na sprawców gwałtu. Co – niestety – potwierdziło aktualność tematu.