Magdalena Łazarkiewicz opowiada o filmie „Powrót"

Reżyserka Magdalena Łazarkiewicz opowiada, dlaczego w filmie „Powrót" postanowiła opowiedzieć o ludziach odrzuconych przez najbliższych i otoczenie.

Publikacja: 01.04.2019 19:18

„Powrót" to film o dziewczynie, która dwa lata spędziła, uwięziona i szantażowana, w niemieckim burdelu. Udało jej się zbiec. Ale po powrocie musi zmierzyć się z niechęcią i pogardą. Scenariusz oparty był na prawdziwych zdarzeniach?

„Powrót” to film o dziewiętnastolatce z małego, polskiego miasteczka, która dwa lata spędziła, uwięziona i szantażowana, w niemieckim burdelu. Udało jej się zbiec. Ale po powrocie musi zmierzyć się z niechęcią i pogardą otoczenia. Scenariusz oparty był na prawdziwych zdarzeniach?

Takich historii jest, niestety, dużo. Pracując z Katarzyną Terechowicz nad serialem „Głęboka woda” trafiłyśmy do fundacji La Strada, zajmującej się ofiarami handlu ludźmi. Tam opowiedziano nam między innymi o wiejskiej dziewczyny, która wyjechała do pracy do Niemiec, a sutener zmusił ją do uprawiania prostytucji. Po ucieczce stamtąd, w domu spotkała się z takim ostracyzmem, że w końcu musiała swoją wieś opuścić. Jej los stał się dla mnie impulsem, by zająć się tematem, o jakim myślałam od dawna. Opowiedzieć o ludziach, którzy z powodu „inności” spotykają się z odrzuceniem przez swoje otoczenie.

Dokumentowanie tego tematu nie było pewnie łatwe.

Przeczytałam kilka reportaży o kobietach, które przeszły przez piekło, doświadczyły strasznych krzywd, a najbliżsi obrócili się przeciwko nim. Interesujący materiał znalazłam w książkach opisujących „syndrom sztokholmski”, gdy ofiara uzależnia się od swojego prześladowcy. Studiowałam opracowania socjologiczne, rozmawiałam z psychoterapeutami. A już po nakręceniu filmu wpadł mi w ręce reportaż o dziewczynie, która w czasie studniówki została zgwałcona przez kolegów. I potępienie społeczności spadło na nią, a nie nie na sprawców gwałtu. Co – niestety – potwierdziło aktualność tematu.

Los bohaterki stał się dla pani pretekstem do opowieści o dysfunkcyjnej rodzinie.

To choroba współczesności. Zapominamy o wielu wartościach, prawdę zastępujemy fałszem, coraz częściej godzimy się na życie w fikcji. A każde kłamstwo rodzi następne. Zamykamy się w kręgu sztucznych wartości, podpierając to jeszcze hipokryzją. I, niestety, ten proces dotyka dziś wielu sfer, schodząc aż do poziomu rodziny.

Skąd się bierze jej coraz większa dysfunkcjonalność?

Myślę, że przede wszystkim z braku komunikacji. Ludzie ze sobą nie rozmawiają, postępuje dystrofia uczuć. Nie potrafimy mówić sobie ważnych rzeczy, zastępujemy to jakimiś gestami, „podpórkami”. Zamiast powiedzieć dziecku: „Kocham cię bezwarunkowo” i przytulić, dajemy mu prezenty, „załatwiamy” coś. Od mojego ulubionego reżysera, Andrieja Zwiagincewa pożyczyłam tytuł „Powrót”. Ale do tej historii pasowałby też tytuł innego jego obrazu - „Niemiłość”. Bo opowiadam o ludziach, którzy nie umieją kochać. Nikt ich tego nie nauczył. Dlatego właśnie są ograniczeni w swoim funkcjonowaniu, skazani na niespełnienie.

Ale też żyjemy w czasach narastania fałszu w życiu społecznym. I, mam wrażenie, że zaczynamy się do tego przyzwyczajać.

Tak, w życiu politycznym i społecznym kłamstwo jest dzisiaj wszechobecne. W dużej mierze rozsiewa je również sieć, gdzie według mojej teorii „zamieszkał diabeł”.

W „Powrocie” pokazuje pani niechęć, jaka dotyka pani bohaterkę. Za jej plecami wytykają ją dziewczyny z kościelnego chóru, towarzyszą jej niechętne spojrzenia na ulicy, cisza na mszy.

Bo to jest film o odrzuceniu inności. Kogoś, kto nie wpasowuje się w układ. A przecież Ula na dodatek nie jest łatwym obiektem miłości, bo są w niej bunt, ból, zadra. Bo nosi w sobie traumę. I nawet jej najbliżsi nie potrafią jej pomóc, zrozumieć jej stanu, jej rozbicia psychicznego.

Jest też w pani filmie blisko zaprzyjaźniony z rodziną ksiądz. Hipokryta ukrywający własną tajemnicę. „Powrót” powstawał dwa lata temu, ale poprzez tę postać, podobnie jak „Kler”, wpisuje się w falę krytyki Kościoła.

Staraliśmy się unikać publicystyki. Opisaliśmy sytuację uniwersalną. I tak naprawdę mogłoby do niej dojść w innej religii czy innej opresyjnej instytucji. Ale oczywiście skojarzenie z „Klerem” nasuwa się. Tyle, że film Wojtka Smarzowskiego skupia się na analizie mechanizmów w środowisku duchownych. Ja odwracam kamerę w drugą stronę. Próbuję pokazać, jakie skutki wywołuje hipokryzja księdza, który zaraża swoje otoczenie fałszem i cynizmem.

 

To pesymistyczny obraz dzisiejszego polskiego społeczeństwa.

Nie wiem, czy można wyciągać wniosek, że takie jest całe społeczeństwo. Z jednej strony są w nim grupy ludzi zaangażowanych w walkę o tolerancję czy szacunek dla prawa, z drugiej panują wartości ultranarodowe i homofobiczne podsycane przez obecne władze, które na tym konflikcie budują poczucie siły. Transformacja, zwrócenie się w stronę zachodniej kultury, skok cywilizacyjny i zmiany ustrojowe – kojarzyły nam się z postępem. A okazało się, że to wszystko wyzwala również silne elementy konserwatyzmu i zachowawczości, która karmi się głównie lękiem. Ludzie słabsi materialnie czy mentalnie potrzebują silnej ręki. Jeśliby sięgnąć głębiej, ma to związek z wychowaniem dzieci. Do tej sfery przeniknęło u nas mało nowoczesności. Rodzina, szkoła, Kościół wciąż oparte są na opresyjnych zasadach. Dlatego taki oddźwięk zyskują siły konserwatywne. Dla ludzi, którzy mocno związali się z transformacją to jest wielkie rozczarowanie. Bo nagle wylądowaliśmy w świecie, który przed wojną opisywał w swoich książkach Boy-Żeleński. I ten proces pogłębia się.

W polskich filmach o ostracyzmie ludzi niedopasowanych do otoczenia, ci „inni” przegrywają. Oszpecony mężczyzna z „Twarzy” Małgorzaty Szumowskiej, bohaterki „Fugi” Agnieszki Smoczyńskiej i pani „Powrotu” odchodzą. Wyjeżdżają. Nie mają siły walczyć, opuszczają świat, który ich odrzuca.

Muszą się ratować, bo trudno żyć w duchocie. Chciałabym wierzyć, że kiedyś ten społeczny klimat zmieni się, ale na razie szybkiej poprawy nie można się chyba spodziewać.

A jednak w „Powrocie” jest nadzieja. Niosą ją: dyrygentka chóru płacąca za przyjaźń z Ulą wysoką cenę, brat dziewczyny, który dojrzewa do empatii i samodzielnego myślenia, a przede wszystkim mały chłopiec, jeszcze nieskażony niechęcią, solidarny z siostrą, kochający.

 

Ta szczypta nadziei była dla mnie ważna. Na razie kondycja świata mi na to nie pozwala, ale może kiedyś uda mi się zrobić jasny film. Mam w sobie wielką potrzebę, by uwierzyć, że odbijemy się od fałszu. Jak mawiał Witkacy „Świat wypadł z formy, trzeba przywrócić go do normy”. Wspólnymi siłami może kiedyś nam się to uda. Choć trochę.

 

 

 

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów