Przy „Ziemi obiecanej” byłem grzecznym aktorem, który pędził po spektaklu w Warszawie i wpadał do wytwórni (…) nie byłem aktywny, bo byłem zdyscyplinowany, bo ja “z chłopa” i dla mnie ważne było, żeby przeżyć. Jak już doszło do „Dyrygenta” to już był pingpong.
Pojawiły się także wspomnienia o Johnie Gielgudzie – odtwórcy jednej z głównych ról w „Dyrygencie”. Torbicka spytała, jak udało się pozyskać tak uznanego już wtedy angielskiego aktora. Seweryn odpowiedział, że samo nazwisko Wajdy wystarczyło i bardzo żałuje, że nie miał z Gielgudem żadnej sceny w filmie. Aktor podkreślał jak ważna była dla nich wtedy obecność angielskiego aktora – świadczyła o tym, że polskie środowisko artystyczne nie jest zaściankowe.
Rozmówcy wspominali uznane osobistości świata filmowego, które zachwycały się „Dyrygentem”. Był wśród nich Bergman – reżyser umieścił film Wajdy na trzecim miejscu w rankingu dziesięciu produkcji, które wywarły na nim największe wrażenie. Seweryn kilkukrotnie powtarzał jak istotne było międzynarodowe uznanie dla twórców „Dyrygenta”. Aby podkreślić znaczenie wątku polityczno-społecznego dzieła Wajdy, Seweryn odsunął na bok rozważania o relacjach małżeńskich, które także są tematem filmu. Aktor mówił, że „Dyrygent” porusza przede wszystkim problem funkcjonowania artysty w systemie niedemokratycznym:
Paradoksalnie myślę, że to jest bardziej film o konkurentach, a nie muzykach. Człowiek, którego gram jest nie tylko dyrygentem, ale także dyrektorem, więc musi wchodzić w relacje z władzami. Jako dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie zapewniam, że jest to bardzo ciekawy temat.
Seweryn podkreślał, że „Dyrygent” to film przede wszystkim o Polsce, a główny problem poruszany w nim może nas zainteresować zawsze – w końcu demokracja to codzienna walka o wolność. Po takim wstępie widzowie mogli na własne oczy przekonać się, o czym tak naprawdę opowiada „Dyrygent”.
„Rzeczpospolita” jest patronem medialnym Mastercard OFF CAMERA