[b]Czytaj też: [link=http://www.rp.pl/artykul/9146,468369_Zycie_do_sklejenia.html]Życie do sklejenia[/link]
[link=http://www.rp.pl/galeria/9146,1,468369.html]Zobacz fotosy z filmu[/link][/b]
Oscar należał mu się już za brawurowy, pierwszoplanowy, „dorosły” debiut w „Ostatnim seansie filmowym” Petera Bogdanovicha w 1971 roku. Później za udział w „Piorunie i Lekkiej Stopie”, „Gwiezdnym przybyszu”, „Bez strachu”, „Big Lebowskim”, „Ukrytej prawdzie” i „Drzwiach w podłodze” oraz – oczywiście – w „Szalonym sercu”.
Niewiele brakowało, a statuetka by jednak do niego nie trafiła. Ten skromny film będący debiutem reżyserskim Scotta Coopera miał być rozpowszechniany bardzo krótko i w niewielu kinach, a potem trafić do telewizji kablowej. O normalnej dystrybucji tego przyzwoitego – lecz niewybitnego – obrazu przesądziła jednak właśnie wielka kreacja Bridgesa. Zaczęto bowiem coraz głośniej o niej mówić w kręgach dziennikarskich.
I na tych zachwytach krytyki – i niczym więcej – musi się oprzeć niżej podpisana, ponieważ polski dystrybutor nie zorganizował pokazu prasowego. Bridges zagrał bohatera wpisanego w amerykański pejzaż filmowy prawie tak samo jak postaci szeryfów czy gangsterów – przegranego artystę. 57-letniego muzyka country po czterech rozwodach – niegdyś wielką sławę, a teraz przygrywającego w kręgielniach mężczyznę zniszczonego alkoholem. Otaczające Bada postaci to jego niegdyś protegowany Tommy (bardzo dobra rola Colina Farrella), stary przyjaciel Wayne (Robert Duvall) oraz dziennikarka, z którą znajdzie wspólny język – Jean (Maggie Gyllenhaal). Dzięki niej Bad ma szansę jeszcze odbić się od dna.