Nie wejdzie w życie planowana od kwietnia 2023 r. podwyżka CIT z 19 do 25 proc. Ma to ponoć „kosztować budżet 12 mld funtów”. Jeszcze nie ma podwyżki, a już niektórzy liczą, ile budżet „straci”, jak jej nie będzie.
Na liście zmian znalazło się też odwołanie podwyżki składki na ubezpieczenia społeczne o 1,25 pkt proc., która w przyszłym roku miała zostać przekształcona w odrębny podatek. Na tej obniżce – czyli braku podwyżki – „strata” ma wynieść 17 mld funtów. I ma być jeszcze obniżka stawki podstawowej PIT z 20 do 19 proc., która ma obowiązywać już od kwietnia 2023 r., czyli rok wcześniej, niż i tak planowano. Na niej strata to 5 mld funtów. Strata dla budżetu, bo 31 mln podatników zyska 170 funtów rocznie.
Do tego dojść miała likwidacja najwyższej stawki PIT – 45 proc. I to spowodowało wzburzenie polityczne. Więc z tego punktu się rząd wycofał. Że wywołało to aferę polityczną, to rozumiem. Progresja podatkowa do tego w końcu służy. Ale „rynki finansowe” zaczęły wyprzedawać funty i brytyjskie obligacje 20-letnie. I tu sensacja. A nawet dwie.
Pierwsza: rynki finansowe zmartwiły się, że nastąpi wzrost nierówności społecznych, a jak powszechnie wiadomo, spekulanci o równość społeczną się zawsze troszczą najbardziej. Druga: groziło to krachem funduszy emerytalnych! Troszczący się o nierówności spekulanci nie zatroszczyli się o emerytów.
No cóż – „rynki finansowe” w Wielkiej Brytanii też „zarządzają” „oszczędnościami” przyszłych emerytów, jak kiedyś OFE w Polsce. Tyle cudzysłowów, bo to nie są żadne szczególne „rynki”, kupowanie obligacji to nie „zarządzanie”, a kupowanie ich za pieniądze ubezpieczonych oznacza, że to ci ubezpieczeni będą musieli zapłacić podatki na wykup obligacji – więc to nie są „oszczędności”. To sposób, by rządy stały się zakładnikami spekulantów finansowych.