W ciągu pięciu lat (od 2012 r.) amerykański indeks giełdowy S&P500 wzrósł o ok. 70 proc., natomiast MSCI EM – indeks rynków wschodzących (emerging markets) spadł o ok. 10 proc. Jest szansa, że w tym roku inwestycje z rynków rozwijających się – po korekcie – przyniosą wyższe zyski w porównaniu z giełdami dojrzałymi.
– Na początku ubiegłego roku ceny akcji z rynków wschodzących mocno spadły, a potem dynamicznie odbiły – mówi Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w firmie doradczej Starfunds. – To efekt wzrostu cen surowców oraz wychodzenia z recesji dwóch kluczowych gospodarek: Brazylii i Rosji. Dzięki temu w 2016 r., po raz pierwszy od wielu lat, indeks akcji rynków wschodzących wzrósł bardziej niż indeks rynków rozwiniętych.
Pierwsze tygodnie 2017 r. przyniosły kontynuację tej tendencji. Za jej podtrzymaniem przemawiają niższe wyceny akcji na rynkach wschodzących.
– W żadnym z ostatnich czterech lat indeks emerging markets nie zanotował dwucyfrowego wzrostu, za to trzykrotnie zdarzyły się spadki, jest więc co nadrabiać – zauważa Tomasz Hońdo starszy analityk Quercus TFI.
Zdaniem Grzegorza Zatryba, zarządzającego funduszami w Skarbiec TFI, wiele wskazuje na to, że w 2017 r. globalna gospodarka przyspieszy. Biorąc pod uwagę, że większość krajów zaliczanych do grupy rynków wschodzących to eksporterzy, otoczenie jest dla nich zdecydowanie korzystne.