Powrót hossy na rynki wschodzące

Indie, Polska, Brazylia, Rosja – warto zainteresować się funduszami inwestującymi w tych krajach.

Aktualizacja: 08.03.2017 18:41 Publikacja: 08.03.2017 18:15

Foto: Fotorzepa/Marta Bogacz

W ciągu pięciu lat (od 2012 r.) amerykański indeks giełdowy S&P500 wzrósł o ok. 70 proc., natomiast MSCI EM – indeks rynków wschodzących (emerging markets) spadł o ok. 10 proc. Jest szansa, że w tym roku inwestycje z rynków rozwijających się – po korekcie – przyniosą wyższe zyski w porównaniu z giełdami dojrzałymi.

– Na początku ubiegłego roku ceny akcji z rynków wschodzących mocno spadły, a potem dynamicznie odbiły – mówi Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w firmie doradczej Starfunds. – To efekt wzrostu cen surowców oraz wychodzenia z recesji dwóch kluczowych gospodarek: Brazylii i Rosji. Dzięki temu w 2016 r., po raz pierwszy od wielu lat, indeks akcji rynków wschodzących wzrósł bardziej niż indeks rynków rozwiniętych.

Pierwsze tygodnie 2017 r. przyniosły kontynuację tej tendencji. Za jej podtrzymaniem przemawiają niższe wyceny akcji na rynkach wschodzących.

– W żadnym z ostatnich czterech lat indeks emerging markets nie zanotował dwucyfrowego wzrostu, za to trzykrotnie zdarzyły się spadki, jest więc co nadrabiać – zauważa Tomasz Hońdo starszy analityk Quercus TFI.

Zdaniem Grzegorza Zatryba, zarządzającego funduszami w Skarbiec TFI, wiele wskazuje na to, że w 2017 r. globalna gospodarka przyspieszy. Biorąc pod uwagę, że większość krajów zaliczanych do grupy rynków wschodzących to eksporterzy, otoczenie jest dla nich zdecydowanie korzystne.

Nie oznacza to jednak braku zagrożeń. – Wiadomo, że wzrost cen akcji na emerging markets jest skorelowany ze zwyżkami notowań na rynkach surowców. Sęk w tym, że w przypadku surowców takich jak ropa czy miedź oczekiwania traderów są już tak wygórowane, że łatwo o rozczarowanie – twierdzi Tomasz Hońdo.

Jak dodaje, w tej sytuacji prawdopodobna jest korekta. W przeciwnym razie możliwy jest scenariusz globalnej bańki, w której wszystko drożeje bez opamiętania, tak jak pod koniec lat 90. Wyceny akcji w USA podchodzą już do tamtych poziomów.

Analitycy są zgodni, że zagrożeniem dla wzrostów na emerging markets jest umacniający się dolar; oznacza to kłopoty dla gospodarek mocno zadłużonych w tej walucie. Rynkom tym może też zaszkodzić protekcjonistyczna polityka Donalda Trumpa.

– Szanse na to, że kapitał szerokim strumieniem popłynie na rynki wschodzące są ograniczone. A to właśnie przepływy kapitału decydują o hossie. Główne ryzyko związane z inwestowaniem na tych rynkach dotyczy umacniającego się dolara, cen surowców i sytuacji w Chinach. To trochę za dużo, żeby inwestorzy w Nowym Jorku czy Londynie mogli czuć się komfortowo – ocenia Grzegorz Zatryb.

Co ciekawe, w tym roku do najbardziej obiecujących rynków wschodzących zaliczana jest Polska. Nasze akcje wciąż są atrakcyjnie wyceniane, a tempo wzrostu gospodarczego na koniec roku ma wynieść 3,1 proc. (prognoza ekonomistów ankietowanych przez NBP).

Interesującym kierunkiem geograficznym są też Indie, których gospodarka rośnie w tempie powyżej 7 proc. rocznie.

– Pozytywne trendy w demografii, reformy gospodarcze oraz rozwój infrastruktury to czynniki wspierające rynek wewnętrzny w tym kraju. Staje się on odporniejszy na globalny kryzys ekonomiczny niż gospodarki typowo eksportowe (m.in. Rosja) – uważa Grzegorz Pułkotycki.

Inni ekonomiści wskazują również na Turcję, Indonezję, a także kraje podnoszące się z recesji: Brazylię i Rosję.

– Uważam, że część kapitału warto zainwestować na rynkach wschodzących. A ryzyko należy ograniczyć poprzez ulokowanie tam tylko niewielkiej części portfela, selekcję rynków i branż oraz silną dywersyfikację – radzi Grzegorz Pułkotycki.

Najwygodniejszą formą inwestowania na rynkach wschodzących jest wpłata pieniędzy do funduszu lokującego tam kapitały (patrz wykresy).

Opinia

Marek Straszak, zarządzający portfelami inwestycyjnymi w Union Investment TFI

Wyceny akcji na rynkach wschodzących są atrakcyjne, ale w krótkim terminie ważne jest nastawienie inwestorów, a to jest średnie. Pierwszy powód to protekcjonizm Trumpa wpływający negatywnie na gospodarki krajów rozwijających się, zwłaszcza tych z Ameryki Łacińskiej. Po drugie, wyniki gospodarki Chin są poprawne, ale cały czas mamy tam do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym. Po trzecie, przewidywane podwyżki stóp procentowych w USA sprawiają, że amerykańska waluta jest silna. Inwestorzy unikają zatem inwestycji w krajach rozwijających się, aby ograniczyć straty walutowe. Rynki wschodzące nie są więc czarnym koniem 2017 r., ale są perspektywicznym kierunkiem i akcje z tych rynków mogą być cennym uzupełnieniem portfela.

Opinia

Paweł Wróbel, dyrektor Departamentu Doradztwa Inwestycyjnego i Analiz, RDM WM

W krótkim terminie nie wykluczamy korekty na emerging markets. Jednak w perspektywie roku giełdy te powinny być lepsze niż giełdy krajów rozwiniętych. Jednym z najciekawszych kierunków inwestycyjnych jest obecnie warszawska giełda. Poprawia się koniunktura, płyną środki z zagranicy, coraz chętniej po fundusze akcji sięgają klienci TFI. Jeśli Trump nie zmrozi rynków, a Ministerstwo Rozwoju nie zaskoczy negatywnie zmianami w OFE, na warszawskiej giełdzie powinny być kontynuowane wzrosty.

Ciekawe kierunki to także: Indie, Indonezja, Brazylia czy Rosja. Czarnym koniem 2017 r. może się okazać Turcja. Główne ryzyko to ustawa podatkowa Trumpa, która w zależności od skali protekcjonizmu może nieźle namieszać na rynku.

Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności