Supremację na rynku przeglądarek Microsoft osiągnął dość szybko między innymi dzięki kontrowersyjnemu dołączaniu Internet Explorera do systemu Windows. Unijne władze antymonopolowe zabroniły amerykańskiemu gigantowi tej praktyki, twierdząc, że w nieuczciwy sposób konkuruje z dostawcami innych programów, takich jak Mozilla Firefox czy Opera.
Spór z Brukselą miał jednak drugorzędne i niemal wyłącznie prestiżowe znaczenie, bo to nie przeglądarki, ale usługi generują przychody w sieci. Prawdziwe pieniądze w sieci zarobił kto inny.
Na wyszukiwaniu i porządkowaniu informacji oraz użytecznych reklamach kontekstowych fortunę zbili Larry Page i Sergey Brin, twórcy Google'a. Na społecznościach zarobił Mark Zuckerberg, współtwórca Facebooka.
Najpopularniejszy sklep z aplikacjami mobilnymi (App Store) stworzył Steve Jobs, który także wymyślił jak na razie jedyny skuteczny model sprzedaży cyfrowej muzyki przez Internet (sklep iTunes).
Co wymyślili w tym czasie Bill Gates i tysiące jego menedżerów, inżynierów i programistów? Hitem wartym odnotowania stał się jedynie Xbox, konsola do gier wideo oraz innowacyjny kontroler Kinect, dzięki któremu wirtualną postacią można sterować za pomocą ruchów całego ciała.
Inne inicjatywy firmy, takie jak wyszukiwarka Bing czy pakiet usług internetowych Windows Live, były jedynie kopiami cudzych pomysłów rozwijanych głównie pod dyktando inwestorów. Ci domagali się bowiem obecności Microsoftu we wszystkich tych segmentach technologicznego rynku, które szybko zyskiwały.
Trudno się spodziewać, by Bill Gates, który jeszcze w 1984 r. powiedział, że prawdziwa innowacyjność i tworzenie nowych standardów wykluczają proste podążanie za rynkiem, nie widział, że rozwój firmy utknął w miejscu.
Na domiar złego dzieło jego życia, czyli wspomniany już system Windows XP okazał się tak dobry, że Microsoft do dziś ma problem z wytłumaczeniem użytkownikom, dlaczego co kilka lat powinni zmieniać system w komputerze na nowy (i przy okazji wymienić samą maszynę).
Pełen udziwnień Windows Vista, który pojawił się na rynku na początku 2007 r. z planem zastąpienia kultowego XP, okazał się wizerunkową i do pewnego stopnia technologiczną klapą. Dziś pytanie o sens zakupu nowej wersji Windows czy pakietu Office nabrało nowego znaczenia, ponieważ w wielu przypadkach wymiana na nowsze wersje oznaczała tyle, że stary system działał, a nowy nie.
Vistę początkowo trapiły problemy z wydajnością i kompatybilnością z różnymi rodzajami sprzętu, a Microsoft musiał stawić czoło pozwowi sądowemu. Poszło o naklejki „Vista Capable", którymi oznaczano komputery, które powinny dać sobie radę z dość wysokimi wymaganiami systemu.
Jak się okazało, etykiet używano na wyrost, w związku z czym część użytkowników w określonych modelach komputerów nie mogła używać wszystkich funkcji nowego Windowsa. Gates, wtedy jeszcze jako prezes firmy, poniósł porażkę na całej linii.
W 2009 r. na rynku zadebiutował Windows 7 (czyli poprawiona Vista), a Microsoft chce od tego czasu wydawać nowe „okna" co trzy – cztery lata.
Niektórzy wizjonerzy branży technologicznej, jak np. Stowe Boyd, wątpią w powodzenie tej strategii i radzą, by Microsoft zdecydował się na radykalną zmianę, obierając kierunek społecznościowy. Przyszłe systemy operacyjne powinny według Boyda być bezpośrednio powiązane z usługami społecznościowymi tak, by przeglądarka jako brama do sieci stała się niepotrzebna.
O możliwych kierunkach rozwoju mówił w 2009 r. „Rz" Steve Wozniak, który w latach 70. razem z Jobsem zakładał Apple: – Gdybym zakładał dziś nową firmę technologiczną, zastanowiłbym się, nad czym ludzie spędzają dziś najwięcej czasu. Pomyślałbym nad sposobami komunikacji z przyjaciółmi, korzystania z rozrywki i dzielenia się np. zdjęciami. Chciałbym zaprojektować rozwiązanie, w których by zrobić to wszystko, nie będę potrzebował tej całej złożonej struktury: oddzielnych programów czy przeglądarki internetowej – wskazywał.
Microsoft potrzebuje takiej rewolucyjnej zmiany. Jednak mało prawdopodobne jest, by mógł ją przeprowadzić Ballmer – gaduła niecieszący się w branży technologicznej przesadnym poważaniem.
W 2007 r. stwierdził na przykład, że pomysł stworzenia telefonu z klawiaturą wyświetlaną na ekranie (chodziło o iPhone) jest bezsensowny.
Z Nokią przeciw Apple
Bill Gates musi doskonale rozumieć zachodzące w branży zmiany. Z pozycji mentora i patrona firmy przypatruje się, jak Microsoft bardzo się stara, desperacko próbując zdobyć pozycję na rynku komórek, tabletów i wszelkich urządzeń mobilnych, jakie mogą się jeszcze pojawić.
Tutaj Gates nie ma czym się pochwalić. Inaczej niż w przypadku komputerów osobistych, pod kontrolą systemu Windows pracuje zaledwie 2 proc. komórek na świecie.
Konsumenci i firmy wybierają iPhone'y i Blackberry, mimo że jeszcze niecałą dekadę temu to palmtopy takich firm jak HP czy Palm z mobilnym Windowsem na pokładzie były korporacyjnym standardem, a udział systemu Microsoftu w rynku mobilnych systemów operacyjnych przekraczał 10 proc.
Sytuacja może się zmienić wskutek ogłoszonego właśnie prestiżowego mariażu z fińską Nokią, który na pewno zapalił nawet nie jedno, a kilka ostrzegawczych świateł w Cupertino, kalifornijskiej siedzibie Apple'a. Porozumienie obu firm próbował wykpić Vic Gundotra, wiceprezes Google'a, pisząc w serwisie Twitter, że „z połączenia dwóch indyków nie powstanie orzeł".
Mimo to Steve Jobs musi się liczyć z połączeniem sił przez największego na świecie producenta komórek i lidera oprogramowania. Dzięki deklaracji Nokii, że odłoży z czasem na półkę swój przestarzały system operacyjny Symbian i w topowych telefonach zacznie instalować Windows, Microsoft z dnia na dzień wzmocnił pozycję wobec Apple'a.
Nokia dysponuje bowiem siecią sprzedaży w niemal każdym kraju świata. To z kolei może otworzyć przed mobilnym Windowsem rynki, do których nigdy nie dotrą produkty Apple'a z ich wyśrubowanymi cenami.
Jednak decyzja o współpracy, która, jak się wydaje, nie mogła zapaść bez udziału Billa Gatesa, może się też okazać kosztowną pomyłką. Umowa z Nokią zakłada bowiem, jak ujawnił prezes Nokii Stephen Elop, „miliardowe" inwestycje ze strony Microsoftu.
Jedno jest pewne. Steve Jobs i Bill Gates już dziś są legendami biznesu, a ich droga do sukcesu została opisana w niezliczonych książkach, analizach i podręcznikach zarządzania.
Przed nami finał rywalizacji, w którym okaże się, który z obranych przez nich modeli – zachowawczy Microsoftu czy ofensywny Apple'a – zapewni firmie przetrwanie w rzeczywistości, w której technologiczne trendy zmieniają się co kilkanaście miesięcy.
Rozdrobniona konkurencja
Jeśli przeciętny, niezwiązany z branżą technologiczną, użytkownik kiedykolwiek natknął się na komputer z systemem innym niż Windows lub Mac OS, może mówić o sporym szczęściu. Największym konkurentem systemów stworzonych przez firmy Billa Gatesa i Steve'a Jobsa jest Linux. Rodzinę tych otwartych i darmowych systemów operacyjnych zapoczątkował Fin Linus Torvalds, który chciał stworzyć alternatywę dla komercyjnych produktów.
Możliwość dowolnego modyfikowania Linuksa sprawiła, że pokochały go korporacje tworzące własne wersje systemu na swoje serwery. Swoboda ingerencji w system sprawiła także, że Linux nie może zaistnieć na rynku konsumenckim, bo istnieje co najmniej jego kilkadziesiąt wersji (zwanych dystrybucjami).
Inne systemy operacyjne kryjące się w miniaturowej wobec dominacji Microsoftu, a nawet drugiego w kolejności, znacznie mniejszego udziału Apple'a, kategorii „inne" to przede wszystkim specjalistyczne produkty, takie jak Oracle Solaris czy Open Solaris.