– Europa nie może okazywać zmęczenia sankcjami, gdy wojna w Ukrainie jeszcze się nie skończyła – podkreślił w poniedziałek Gabrielius Landsbergis przy okazji spotkania ministrów spraw zagranicznych państw UE w Brukseli. Szef dyplomacji litewskiej głośno powiedział to, o czym od kilku dni szepczą dyplomaci: po ciężkich trzech tygodniach, gdy UE w nadzwyczajnym tempie uzgodniła cztery pakiety sankcji, okazując jednomyślność i wsparcie dla Ukrainy po rosyjskiej inwazji, pojawiają się apele o przerwę. – Musimy poczekać na efekty tych sankcji. My też za nie płacimy. Czego jeszcze od nas oczekujecie? Mamy popełnić samobójstwo? – mówił „Rzeczpospolitej” nieoficjalnie kilka dni temu ambasador państwa tradycyjnie prorosyjskiego.
Ale presja na sankcje jest ogromna. Wzmagają ją kolejne zdjęcia walczącej Ukrainy, informacje o atakach na ludność cywilną, wsparcie opinii publicznej dla radykalnych działań wobec Rosji, wreszcie apele ze strony USA, których prezydent będzie w czwartek w Brukseli. W poniedziałek pojawiły się informacje, że kolejny, piąty pakiet sankcji jest nie do uniknięcia. Tak samo jak embargo energetyczne, bo finansowanie wojny Putina europejskimi pieniędzmi staje się coraz mniej zrozumiałe. – Politycznie nie da się uniknąć tej decyzji. Pytanie już nie czy, ale jak – powiedział słowacki minister Ivan Korčok. Jego kraj w 100 proc. zależy od rosyjskiej ropy i w 85 proc. od gazu.
Rosyjską ropę da się stosunkowo łatwo zastąpić dzięki istniejącej infrastrukturze oraz mnogości dostawców
Embargo energetyczne wspierają nie tylko Polska, Słowacja i państwa bałtyckie, lecz także Irlandia i państwa nordyckie. – Patrząc na skalę zniszczeń, trudno argumentować, że nie powinniśmy zająć się energią, w szczególności ropą i węglem – powiedział irlandzki minister Simon Coveney. Do tej pory głównym hamulcowym były Niemcy. Bo choć za nimi chowa się kilka innych państw, to jednak – zdaniem naszych rozmówców w Brukseli – jeśli Berlin zmieni zdanie, innym trudno będzie utrzymać weto.
Na razie na poważnie brane jest pod uwagę embargo na ropę. Ze sprzedaży tego surowca Rosja czerpie ogromne zyski, a jednocześnie – mimo że wiele państw jest w jego imporcie bardzo zależnych od Rosji – da się go stosunkowo łatwo zastąpić dzięki istniejącej infrastrukturze oraz mnogości dostawców. – Rosyjska ropa jest znacznie łatwiejsza do zastąpienia niż gaz. Ale niektórzy w UE boją się, że jak wprowadzimy embargo na ropę, to Rosja odpowie wstrzymaniem gazu – mówi „Rz” ambasador jednego z państw UE.