Dzięki nowoczesnym terapiom tętnicze nadciśnienie płucne (TNP) nie musi już być chorobą śmiertelną. Można je kontrolować i funkcjonować z nim przez wiele lat. To jednak nie oznacza końca ogromnych problemów pacjentów cierpiących na TNP. Jak dzisiaj wygląda ich życie po usłyszeniu rozpoznania? Czego najbardziej potrzebują?
Tętnicze nadciśnienie płucne jest chorobą rzadką, bez intensywnego leczenia – szybko postępującą i śmiertelnie niebezpieczną. Atakuje płuca i serce. W jej wyniku dochodzi do znacznego wzrostu ciśnienia krwi w krążeniu płucnym, czyli w obiegu krwi pomiędzy prawą komorą, płucami a lewym przedsionkiem serca. Krew nie jest dostatecznie natleniona w płucach, więc nie dostarcza właściwej ilości tlenu innym organom. Pacjenci tracą sprawność, a ich życie, zwłaszcza bez optymalnej terapii – staje się zagrożone.
– Nieleczone nadciśnienie tętnicze płucne zabija połowę pacjentów w ciągu dwóch i pół roku. Jeżeli prowadzimy leczenie za pomocą tych leków i schematów, które są dostępne w Polsce, to średnia śmiertelność wynosi około 8 proc. rocznie. Jest dużo lepiej, chociaż oczywiście nadal nie jest idealnie – mówi prof. Marcin Kurzyna z Kliniki Krążenia Płucnego, Chorób Zakrzepowo-Zatorowych i Kardiologii CMKP Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku.
W Polsce pacjenci i lekarze czekają na terapie, które mogłyby skuteczniej leczyć pacjentów, pozwoliłyby im dłużej zachować zdolność do pracy i przyczyniłyby się do obniżenia kosztów pośrednich, jakie niesie ze sobą choroba.
Zachorować może każdy
Takiej chorobie, jaką jest nadciśnienie tętnicze płucne, nie sposób zapobiegać. Nie mamy praktycznie wpływu na jej przyczyny. W połowie przypadków w ogóle nie da się określić, co spowodowało TNP, a w pozostałych schorzenie związane jest m.in. z obciążeniem genetycznym, wadą serca, przyjmowaniem niektórych leków, a także innymi chorobami, jak twardzina układowa czy toczeń układowy (jedna z chorób autoimmunologicznych).