Francuzi takiego lata nie pamiętają. Nie pamiętają też instytuty naukowe Paryża. Bo też od kiedy prowadzi się nad Sekwaną pomiary temperatury, tak ciepło jeszcze nie było. We wrześniu słupek rtęci średnio dochodził do 21,5 stopnia Celsjusza, o 3,5 stopnia więcej, niż wynosi o tej porze norma.
To nie koniec. Na październik synoptycy znów zapowiadają spiekotę. W wielu regionach kraju, łącznie ze stolicą, ma być nawet 30–35 stopni Celsjusza. Z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że pobity zostanie rekord z października 1988 r. Wynosi on co prawda również 35 stopni, ale przecież temperaturę taką odnotowano wówczas w Ajaccio na Korsyce, a nie tysiąc kilometrów na północ, w Paryżu.
Czytaj więcej
2023 rok może być najgorętszym w historii - wynika z danych europejskiej służby monitorowania zmian klimatycznych Copernicus Climate Change Service (C3S).
Podniebne złudzenia Macrona
Nikt, kto myśli rozsądnie, nie może więc mieć wątpliwości, że klimat radykalnie się zmienił w ciągu minionych 100 lat i jest to spowodowane działalnością człowieka. W szczególności nie ma co do tego złudzeń prezydent Francji Emmanuel Macron, którego poprzednik François Hollande osiem lat temu zorganizował konferencję paryską, gdzie niemal 200 krajów zobowiązało się do podjęcia wszelkich działań, aby ocieplenie nie przekroczyło 2 stopni Celsjusza w stosunku do czasów sprzed ery przemysłowej, a najlepiej tylko 1,5 stopnia.
25 września Macron przedstawił jednak radykalnie zmieniony plan powstrzymania emisji gazów cieplarnianych, jak to nazwał, „politykę ekologiczną po francusku”. Co prawda utrzymano w niej dotychczasowy cel osiągnięcia w 2050 r. przez republikę (podobnie jak całą Unię) neutralności klimatycznej – czyli układu, w którym gospodarka emituje nie więcej szkodliwych substancji, niż ich pochłania – ale już nie metodami nakazowymi, tylko „zachętami dla obywateli”.