Także popularnym sieciom pizzerii, choć widzą lekki wzrost zamówień z dostawą, nie rekompensuje on dużej części utraconych przez zamknięcie lokali obrotów. – Przynajmniej działamy, w okolicy większość restauracji jednak się zamknęła i nie wiadomo, czy kiedykolwiek wrócą na rynek – przyznaje przedstawiciel jednej z sieci.
– Posiłkujemy się sprzedażą dań wielkanocnych. Odzew jest wspaniały i sprzedaż poszła doskonale. Dla małej restauracji lokalnej byłaby to zapewne pomoc, dla takiej dużej firmy jak my jest to jednak promil obrotów, dlatego sytuacja jest trudna – mówi przedstawiciel jednej z warszawskich restauracji.
Kryzys dotyka mocno nawet segmentu fast foodów, który wydaje się być najlepiej do takiej zmiany przygotowany. Już wcześniej wielu klientów kupowało posiłki na wynos czy w formacie drive in, rozwinięty był także system dostaw. – Na 30 marca w ramach grupy działało 1019 restauracji własnych i franczyzowych (44 proc. całego biznesu). Większość z nich oferuje usługi z dostawą, łagodząc tym samym negatywny wpływ epidemii na naszą działalność gastronomiczną – podał w komunikacie AmRest, operator takich sieci, jak Pizza Hut, KFC czy Burger King. Dane nie dotyczą tylko Polski, ale wszystkich rynków, na jakich firma działa w Europie.
– Negatywny wpływ tymczasowych zamknięć restauracji na tegoroczne wyniki sprzedaży będzie znaczący. Niemniej jednak pozycja finansowa AmRest jest stabilna, a stan środków pieniężnych w wysokości 134 mln euro pozwala zakładać, że spółka będzie w stanie wyeliminować wszelkie zakłócenia w działalności – dodaje firma.
Według raportu PizzaPortal.pl w ubiegłym roku lokale gastronomiczne odwiedzało 59 proc. Polaków, podobnie jak w poprzednich latach. Niemniej już liczba wizyt i zwłaszcza kwota wydawana na ten cel miesięcznie w 2019 r. mocno wzrosły – liczba wizyt o 17,7 proc. do już czterech, a kwota 22,6 proc. do 130 zł. Najczęściej odwiedzamy lokale typu fast food oraz pizzerie.
Z danych firmy GfK wynika, że wartość rynku gastronomicznego w Polsce to 36,6 mld zł. Liczba placówek wzrosła zaś z 43 tys. w 2000 r. do ponad 76,5 tys. obecnie. Dziś nikt nie jest jednak w stanie przewidzieć, ile z nich przetrwa obecny kryzys.