Najpierw opanowała osiedlowe bazarki i przydrożne targowiska, a teraz zdobywa Internet i wchodzi do centrów dużych miast. „Niemiecka chemia" albo „chemia z Niemiec" robi w Polsce prawdziwą furorę i ma zaprzysięgłych zwolenników, którzy w rodzinnych rozmowach czy dyskusjach na internetowych forach przekonują, że proszki i płyny do prania z Niemiec biją na głowę te z Polski, choć są to zwykle te same marki, należące do tych samych międzynarodowych koncernów.
Choć testy konsumenckie mówią co innego, przedstawiciele firm zapewniają, że ariele czy persile z fabryk w Polsce lub innych krajów naszego regionu nie różnią się jakością od tych, które są produkowane i sprzedawane w Niemczech czy Holandii. I chętnych właśnie na te drugie przybywa, czemu sprzyja także rosnąca dostępność „niemieckiej chemii".
Fanpage na Facebooku
W sprzedaży środków do prania i czyszczenia zza Odry specjalizuje się już kilkanaście internetowych sklepów. – Dostrzegliśmy potencjał tego rynku – mówi Robert Matusiak, właściciel hurtowni z Bielawy, który na „oryginalną chemię z Niemiec" postawił przed ponad rokiem (wcześniej działał w innej branży), zakładając w sieci sklep pierzlepiej. pl.
Strony z różnymi wariantami „niemieckiej chemii" w nazwie były już wtedy zajęte przez firmy, które wcześniej wyczuły ten biznes. Tak jak działający od czterech lat sklep Macieja Fidali niemieckachemia. pl.
– Rynek się rozwija, choć konkurencja rośnie, bo dziś w Polsce jest dużo łatwiej o kupno towarów z Niemiec – twierdzi Fidala, który sprzedaje je od ośmiu lat. Zaczął od tradycyjnego sklepu, który nadal prowadzi, choć dziś stawia na stronę w sieci, która wkrótce będzie miała fanpage na Facebooku.