Poprzednikom Sebastiana Chwałka sprawującym władzę nad państwowymi fabrykami broni – wymienianym średnio co kilkanaście miesięcy – nie udało się wyprowadzić PGZ na prostą. Teraz nowy szef obronnego holdingu stawia m.in. na konsolidację.
Czytaj także: Kolejne personalne roszady osłabiają narodową zbrojownię
Analitycy znający naszą narodową zbrojownię – grupę integrującą ponad 60 największych państwowych fabryk broni i zatrudniającą ponad 17 tys. pracowników – dopatrują się jej słabości w braku ciągłości zarządzania, permanentnych roszadach kadrowych i doraźnie korygowanej korporacyjnej strategii. Sławomir Kułakowski, prezes branżowej Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju, zwraca uwagę na ostatnią organizacyjną wpadkę: brak reprezentacji PGZ na targach zbrojeniowych w Kijowie. – To drobny, ale wymowny, przykład braku troski o żywotne interesy, czyli eksport – mówi.
Symbolem organizacyjnej słabości jest – zdaniem zewnętrznych obserwatorów – sytuacja w Mesko SA, największych amunicyjnych zakładach w kraju. Po konflikcie ze związkowcami i personalnych przetasowaniach od grudnia zeszłego roku do dziś nie udało się umeblować zarządu w tej ważnej rakietowej firmie.
Minister aktywów żąda efektywności
Sebastian Chwałek, obejmując w kwietniu stanowisko szefa PGZ, z pewnością wiedział, na co się porywa. Był już wcześniej w firmie krótko wiceprezesem. Wcześniej pełnił też ważne funkcje: najpierw wiceministra MSWiA, a potem wiceszefa resortu obrony narodowej. W urzędowej karierze towarzyszy Mariuszowi Błaszczakowi, dziś szefowi MON (który w 2018 r. zastąpił w resorcie obrony Antoniego Macierewicza).