Trudno dziś znaleźć w Polsce przetwórnię mięsa, która nie miałaby w swojej ofercie parówek. - To standardowy produkt, tak jak polędwica sopocka i baleron gotowany – mówi „Rz" Krzysztof Wachowski, wiceprezes spółki Tarczyński, czołowego producenta kabanosów w naszym kraju.
Firmy walczą o udziały w rynku parówek, bo nasz apetyt na nie jest bardzo duży. - Polska jest dziś krajem, gdzie spożycie parówek w przeliczeniu na mieszkańca jest największe w Europie. Dla przykładu Francuzi jedzą ich co najmniej dziesięć razy mniej niż my – szacuje Jacek Lewicki, prezes firmy Drosed, znanej m.in. dzięki pasztetowi Podlaskiemu.
Z badań SMG/KRC zleconych przez Drosed wynika, że parówki kupuje 70 proc. Polaków. Co najmniej raz w tygodniu zjada je 29 proc. z nas. Według szacunków branży w ciągu roku przeznaczamy na parówki już około 3 mld zł, czyli co piątą złotówkę wydaną na wędliny.
W ślady Sokołowa
Pomimo to rynek parówek nadal się rozwija. W grupie Animex, właścicielu m.in. popularnych w Polsce Berlinek, sprzedaż parówek rośnie w zależności od marki od kilku do nawet kilkunastu procent rocznie. Z kolei w 2013 roku o 34 proc. zwiększyła się sprzedaż parówek Zakładów Mięsnych Pekpol z Ostrołęki. Należy do nich m.in. marka Paryżanki.
- Parówki mają duży potencjał wzrostu, wypierają z rynku np. kiełbasy - mówi Tomasz Łączyński, prezes Pekpolu.