28 lat pracy w służbie dyplomatycznej USA to jednocześnie setki wydarzeń na świecie, które – w różny sposób – odcisnęły swoje piętno na dyplomacji. Wojny, kryzysy gospodarcze, migracyjne. Które wydarzenia na przestrzeni tych niespełna 30 lat miały pana zdaniem największy wpływ na dyplomację Ameryki?
Byłem urzędnikiem konsularnym rządu Stanów Zjednoczonych od 1992 do 2019 r. Obecny sposób pracy konsulatów był wręcz niewyobrażalny na początku lat 90., kiedy to większość operacji wykonywano w formie papierowej, a kontakty z centralą nie były zbyt częste. W większości placówek konsularnych nie było systemu rezerwacji wizyt i obsługiwano wszystkich, którzy pojawili się w danym dniu. Procedury kontrolne przeprowadzano ręcznie „na zapleczu”, a wiza była po prostu pieczątką w paszporcie.
Od tego czasu wszystko się rozwinęło. Wzrosła liczba wykonywanych zadań i stopień ich złożoności, a także wielkość personelu. Praca konsularna jest obecnie procesem realizowanym w sposób znacznie bardziej świadomy i zaplanowany, zarządzanym za pomocą narzędzi doskonalenia procesów i systemów rezerwacji wizyt. Weryfikację osób składających wnioski wizowe przeprowadza się komputerowo, wprowadzono rygorystyczne procedury bezpieczeństwa, a personel konsularny jest o wiele bardziej zróżnicowany i obejmuje osoby pracujące zarówno na miejscu, jak i zdalnie, zewnętrznych dostawców usług oraz urzędników konsularnych.
Dzisiejsi urzędnicy mają do dyspozycji narzędzia wspierające proces podejmowania decyzji, dzięki czemu poprawiła się ich jakość.
Coraz więcej osób na całym świecie marzy o odwiedzeniu USA. Jak upływ czasu wpłynął na dostępność amerykańskiej wizy? Są one mniej czy bardziej dostępne? Jak zmieniły się procedury składania wniosków o wizę, aby sprostać temu popytowi?