„Oferujemy projekty suwerenności technologicznej związane z całym łańcuchem kompetencji – od szkolenia personelu po tworzenie przedsiębiorstw tutaj, na terytorium kontynentu afrykańskiego, po włączanie naszych afrykańskich partnerów w łańcuchy technologiczne, które tworzymy w Rosji lub w innych zaprzyjaźnionych krajach” – zapowiedział w sobotę Aleksiej Lichaczow, dyrektor generalny państwowej korporacji Rosatom na antenie państwowej telewizji Rossija-24.
Tylko Egipt
Według Lichaczowa wiele krajów afrykańskich „wykazuje duże zainteresowanie potencjałem energetyki jądrowej, dla której Rosatom oferuje różne rozwiązania”. Chodzi nie tylko o duże elektrownie, ale także małe w krajach, gdzie nie ma rozwiniętego systemu energetycznego. A także pływające elektrownie jądrowe tam, gdzie jest długa linia brzegowa.
Rosyjski urzędnik nie wymienił, które to kraje są rosyjską ofertą zainteresowane. Większość państw afrykańskich to targane nieustannymi konfliktami zbrojnymi satrapie o niskim poziomie życia, słabej infrastrukturze i niskim poziomie bezpieczeństwa, tonące w długach.
Na dziś Rosjanie mają w Afryce jeden projekt - elektrownię Ed-Daba w Egipcie. Ma zostać zbudowana przez Rosatom w prowincji Matruh na wybrzeżu Morza Śródziemnego, około 300 kilometrów na północny zachód od Kairu. Rosjanie oczekują teraz na zezwolenie na postawienie czwartego bloku.
Suwerenność po rosyjsku
Dotąd Rosatom zbudował za swoje pieniądze elektrownię na Białorusi i w Iranie. Ma tam na kolejne dekady decydujący głos w zarządzaniu obiektem i cenach prądu. Dokłada się do projektu w Wietnamie i Turcji. Zgodnie z umową Rosji z Turcją zawartą w 2010 r nie mniej niż 51 proc. akcji elektrowni będzie należało do firm z Rosji, a 49 proc. - może zostać sprzedane inwestorom zewnętrznym.