Po doświadczeniach z pandemią, gdy UE kilkakrotnie stanęła przed groźbą deficytu dostaw kluczowych produktów, Bruksela chce efektywniejszego nadzoru na jednolitym rynku. Projekt rozporządzenia ustanawiającego specjalny instrument kryzysowy ma zostać oficjalnie przedstawiony na początku przyszłego tygodnia. Stoi za nim Thierry Breton, komisarz UE ds. jednolitego rynku.
– W czasach kryzysu państwa członkowskie ulegają pokusie wprowadzenia ograniczeń na jednolitym rynku, tym samym pogłębiając skutki kryzysu – mówi Breton „Rzeczpospolitej”. Wymienia przykłady z okresu pandemii (ograniczenia w handlu maskami, zamykanie granic, bariery w swobodnym przepływie podróżnych czy pracowników służby zdrowia), a także z kryzysu energetyczno-żywnościowego wywołanego agresją Rosji na Ukrainę (podwójne ceny paliwa na Węgrzech, czy próby ograniczania handlu zbożem przez niektóre kraje). Bruksela ma obecnie dwa instrumenty reakcji na takie sytuacje. Jeden to procedura o naruszenie prawa UE, a więc trzyetapowy proces, którego finałem może być sprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Jeśli jednak państwo członkowskie jest uparte, to zmuszenie go do wycofania się z nielegalnej akcji może zająć wiele miesięcy, co sprawia, że w czasach kryzysu efektywność takiego środka jest mała. Druga możliwość to presja ze strony KE, czyli symboliczny telefon wykonany przez komisarza. Tak działał Breton, gdy przekonywał np. Francję i Niemcy do zniesienia ograniczeń w handlu maseczkami.