Bezpośredni, nie kryje emocji, zwłaszcza gdy rozmawia o kolei. Nic dziwnego, skoro Czesław Warsewicz od 11 miesięcy jest prezesem PKP Intercity. Wchodząc do firmy, za punkt honoru postawił sobie wprowadzenie kolejowej spółki na giełdę. Dziś wiele wskazuje, że słowa dotrzyma. Spółka do końca roku ma zostać wpisana do KRS. Wyniki firma ma niezłe, zdobywa nowych pasażerów, a jej marka jest coraz lepiej rozpoznawalna i dobrze kojarzona.
Ostatnio Warsewicz ogłosił przetarg na usługi gastronomiczne w pociągach, mimo że Wars jest w 51 proc. własnością PKP Intercity. – Wierzę w rynek – uzasadnia decyzję. Zapytany, czy nie boi się o losy Warsu, odpowiada, że niczego się nie boi. – Gdyby tak było, nie powinienem być tu, gdzie jestem – mówi z uśmiechem. O ile dalsze losy Warsu stoją pod znakiem zapytania, o tyle o Intercity jej właściciel może być spokojny.Warsewicz karierę w biznesie zaczynał w firmach doradczych Company Assistance Limited i EVIP International.
Wyspecjalizował się w restrukturyzacji przedsiębiorstw, co potwierdza jego ostatni rok na stanowisku prezesa największego przewoźnika pasażerskiego w Polsce. Zanim zasiadł na fotelu prezesa Intercity, przez kilka lat pracował w spółce Rolimpex-Nasiona jako dyrektor finansowy.O jego nominacji na szefa PKP Intercity nie mówiono inaczej niż: – To wybór polityczny. Choć kontrkandydatów miał aż ośmiu, było pewne, że to on wygra. Sam mówił dyplomatycznie: – Zwyciężą najlepsi. I wygrał, tyle że zbierając opinie już diametralnie różne od tych sprzed pięciu miesięcy, gdy zostawał p.o. Dziś wielu ekspertów od transportu przyznaje, że wybór nie był najgorszy.Warsewicz sprawia wrażenie dobrze zorientowanego w trudnej problematyce polskich kolei. Pytany o bilanse PKP IC, odpowiada konkretnie, z zaangażowaniem, używając fachowej terminologii. Ale ten specjalista od finansów ma jeszcze jedno oblicze: miłośnika ludowej sztuki sakralnej. Marzy mu się powrót do tradycji polskich kapliczek. Chciałby, aby Polacy stawiali je dla upamiętnienia ważnych wydarzeń rodzinnych, np. ślubu, narodzin dziecka, pierwszej komunii. Pod domem, blokiem, nawet na balkonie. Oczywiście ogród państwa Warsewiczów w podwarszawskim Chotomowie zdobi kapliczka. To zamiłowanie przestaje być zagadką, gdy prześledzi się jego pozanaukową działalność w SGH: był członkiem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Soli Deo i prezesem Międzynarodowej Unii Organizacji Rodzinnych.Ale jego znakiem rozpoznawczym są nie ludowe kapliczki, lecz jaskrawe koszule i krawaty, od których trudno oderwać wzrok.