“Odwołuje się teraz loty z powodu drobnych usterek, które wcześniej lekceważono” – usłyszała na lotnisku Barajas pasażerka Spanairu, której samolot odleciał w niedzielę z Madrytu do Budapesztu z 11-godzinnym opóźnieniem. Podróżnym zaoferowano odpoczynek w hotelu i posiłek, ale niektórym i tak puściły nerwy. Do tego stopnia, że – jak pisał wczoraj hiszpański dziennik “El Mundo” – pasażerów i naziemny personel Spanairu musiała rozdzielać Gwardia Cywilna.
Niedziela była dniem powrotów z wakacji, co usprawiedliwia panującą na lotnisku nerwowość. Jednak od 20 sierpnia, gdy lecący z Madrytu na Wyspy Kanaryjskie MD-82 Spanairu ze 172 osobami na pokładzie runął na ziemię tuż po starcie i stanął w płomieniach (zginęły 154 osoby), nerwowość nieodłącznie towarzyszy podróżom z tym przewoźnikiem.
Od katastrofy samolotu linii Spanair na lotnisku w Madrycie nikt już nie lekceważy nawet drobnych usterek ani nie usuwa ich w pośpiechu
– Nie mamy do czynienia z żadną psychozą, to zwykły strach – mówi “Rz” dr Andrzej Lipczyński, specjalista psychologii katastrof. – Duże katastrofy zawsze wywołują taki strach u ludzi mających odbyć lot, bo włącza się mechanizm większej ostrożności. Mija zazwyczaj po pierwszym locie – uspokaja psycholog. Zwraca uwagę na medialność katastrof lotniczych.
– Psychika ludzka jest tak skonstruowana, że wielką uwagę przyciągają zdarzenia, w których duża liczba osób ginie jednocześnie w jednym miejscu i w tym samym czasie – dodaje.