Finał budowy pierwszej nitki Nord Stream

Gazprom umacnia swoją pozycję w Europie. Dzięki przychylności władz Niemiec i firm tego kraju Rosjanie zakończyli właśnie budowę gazociągu przez Morze Bałtyckie. Od października dzięki nowemu połączeniu mogą zwiększyć eksport swojego gazu na zachód o 27 mld m sześc. rocznie. Druga nitka będzie gotowa w 2012 roku

Publikacja: 06.05.2011 06:03

Kanclerz Gerhard Schroeder, nie oglądając się na stanowisko innych krajów europejskich, zwłaszcza le

Kanclerz Gerhard Schroeder, nie oglądając się na stanowisko innych krajów europejskich, zwłaszcza leżących w rejonie Morza Bałtyckiego, razem z Władimirem Putinem uczestniczył w podpisaniu porozumienia we wrześniu 2005 r. A potem – gdy przestał kierować niemieckim rządem – bez żadnych oporów przyjął posadę u Rosjan i zajął się lobbingiem w Europie na rzecz rurociągu

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Gazociąg Nord Stream z Rosji przez Bałtyk do Niemiec uważany jest za jedną z najbardziej kontrowersyjnych inwestycji ostatnich lat w Europie. Powstał wbrew woli i interesom krajów nadbałtyckich i obawom o wpływ na środowisko. Nowe połączenie zwiększy uzależnienie Europy od dostaw z Rosji i może w krytycznych sytuacjach uniezależnić Rosjan od krajów tranzytowych – Polski czy Ukrainy.

Formalnie Rosjanie tłumaczyli budowę konfliktami z sąsiadami – Białorusią i Ukrainą. To przez nie „byli zmuszani" do zakręcenia gazowego kurka, przez co problemy z zaopatrzeniem miały kraje europejskie.  Ale Gazprom i władze Rosji zapewniały, że Nord Stream nie jest wymierzony przeciwko komukolwiek, i deklarowały, że tranzyt przez Ukrainę i Białoruś – a także Polskę – już po uruchomieniu gazociągu bałtyckiego – się nie zmniejszy.

Gdyby tylko chodziło o zwiększenie eksportu, to tańszym i bardziej opłacalnym przedsięwzięciem byłoby ułożenie drugiej nitki rurociągu jamalskiego – biegnącego z Rosji przez Białoruś, Polskę do Niemiec. Eksperci szacowali, że skoro teren pod budowę drugiej nitki (równoległej do już istniejącej) jest przygotowany i wykupiony, to same prace kosztowałyby zaledwie ok. 2 mld dolarów. Na ułożenie Nord Stream przez Bałtyk wydano 5,4 mld euro, tyle samo ma kosztować druga nitka, która ma być gotowa w 2012 r.

Sojusz z Rosją bez unijnej dyrektywy

Ani protesty krajów bałtyckich, w tym Polski, ani pełne obaw o wpływ inwestycji na środowisko stanowisko Parlamentu Europejskiego nie wpłynęły na decyzje Rosjan i Niemców.

W konsorcjum Nord Stream uczestniczą nie tylko główni partnerzy Gazpromu z Niemiec – czyli energetyczny gigant E.ON Ruhrgas i chemiczny potentat BASF, ale też holenderska firma Gasunie oraz koncern GDF Suez. Wszystkie one będą korzystać z gazociągu. I, co istotne, nie będzie on – jak cała infrastruktura unijna – podlegał tzw. zasadzie TPA, czyli korzystać zeń mogą tylko uczestnicy konsorcjum. Formalnie dlatego, że przebiega przez Bałtyk, a nie przez kraje unijne, choć w praktyce dostarczać ma gaz właśnie do państw Wspólnoty. To zasadnicze odstępstwo od wymogów, jakie Komisja Europejska stawia wobec innych linii energetycznych i rurociągów transgranicznych, zapisanych przez Komisję Europejską w tzw. trzecim pakiecie energetycznym, który wszedł w życie w marcu 2011 r.

Nagroda dla Niemców

Do umowy z Gazpromem nie doszłoby, gdyby nie silne polityczne poparcie niemieckich polityków dla tego projektu. Kanclerz Gerhard Schroeder, nie oglądając się na stanowisko innych krajów europejskich, zwłaszcza leżących w rejonie Morza Bałtyckiego, razem z Władimirem Putinem uczestniczył w podpisaniu porozumienia we wrześniu 2005 r. A potem – gdy przestał kierować niemieckim rządem – bez żadnych oporów przyjął posadę u Rosjan i zajął się lobbingiem w Europie na rzecz rurociągu. O poziomie jego wynagrodzenia krążyły w Niemczech legendy. On sam nie widział w tym fakcie nic niestosownego. Teraz szanse na równie dobrze płatne stanowisko w Rosji ma szef konsorcjum budującego rurociąg. Niedawno rosyjskie media informowały, że Mathias Warnig zasiądzie w radzie nadzorczej największej naftowej firmy kontrolowanej przez rosyjski Skarb Państwa – Rosnieft.

Podobną taktykę – zdobywania personalnego wsparcia politycznego – Kreml chciał zastosować w przypadku innego kontrowersyjnego projektu. Ofertę pracy na rzecz konsorcjum budującego gazociąg South Stream dostał jeden z byłych premierów Włoch, ale ten stanowczo odmówił.

Polska skarży Nord Stream, ale tylko symbolicznie

Polskie władze zaskarżyły niemieckie procedury przyznawania zgód i pozwoleń na budowę rurociągu Nord Stream. Chodzi o nieodpowiednie ułożenie gazociągu w rejonie Świnoujścia. Przy obecnym przebiegu rury statki o dużym zanurzeniu nie będą mogły docierać do portu, gdy zostanie rozbudowany, a takie właśnie plany ma Polska. Zarząd Portów Szczecin-Świnoujście złożył w Sądzie Administracyjnym w Hamburgu odwołanie w sprawie wydanej przez tamtejszy Urząd Hydrografii i Żeglugi zgody dla konsorcjum Nord Stream na budowę gazociągu przez Bałtyk. Strona polska zdecydowała się na ten krok, gdy niemieccy urzędnicy oddalili sprzeciw wobec decyzji wytyczenia trasy rurociągu w sposób uniemożliwiający rozwój portu w Świnoujściu Nawet jeśli Polacy wygrają, to i tak będzie to mieć tylko symboliczne znaczenie. W praktyce zobowiązanie konsorcjum do zagłębienia gazociągu trudno będzie wyegzekwować, gdy gaz będzie już płynął. Przerwanie dostaw po to, by zmienić ułożenie rurociągu, jest praktycznie nierealne.

Lokalizacja gazociągu nie zablokuje dostępu statkom z gazem skroplonym, które od połowy 2014 r. mają docierać do Świnoujścia.

Opinia: Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka

Nord Stream to dowód na wyjątkową skuteczność  polityczną i biznesową Rosji. Znakomicie wpisuje się w strategię ekspansji koncernu Gazprom w Europie. Jednocześnie jednak ta inwestycja to efekt krótkowzroczności niektórych krajów unijnych, bo na pewno nie wpisuje się w politykę bezpieczeństwa energetycznego. Poza tym te gigantyczne koszty budowy w końcu na pewno zostaną przerzucone na odbiorców gazu. Równocześnie okazało się, że choć polskie władze otwarcie kontestowały budowę, to jednak nie mogły nic zrobić, by ją zablokować.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki a.lakoma@rp.pl

Gazociąg Nord Stream z Rosji przez Bałtyk do Niemiec uważany jest za jedną z najbardziej kontrowersyjnych inwestycji ostatnich lat w Europie. Powstał wbrew woli i interesom krajów nadbałtyckich i obawom o wpływ na środowisko. Nowe połączenie zwiększy uzależnienie Europy od dostaw z Rosji i może w krytycznych sytuacjach uniezależnić Rosjan od krajów tranzytowych – Polski czy Ukrainy.

Formalnie Rosjanie tłumaczyli budowę konfliktami z sąsiadami – Białorusią i Ukrainą. To przez nie „byli zmuszani" do zakręcenia gazowego kurka, przez co problemy z zaopatrzeniem miały kraje europejskie.  Ale Gazprom i władze Rosji zapewniały, że Nord Stream nie jest wymierzony przeciwko komukolwiek, i deklarowały, że tranzyt przez Ukrainę i Białoruś – a także Polskę – już po uruchomieniu gazociągu bałtyckiego – się nie zmniejszy.

Pozostało 84% artykułu
Biznes
Zyski z nielegalnego hazardu w Polsce zasilają francuski budżet? Branża alarmuje
Materiał Promocyjny
Kongres Polska Moc Biznesu 2024: kreowanie przyszłości społeczno-gospodarczej
Biznes
Domy po 1 euro na Sardynii. Wioska celuje w zawiedzionych wynikami wyborów w USA
Biznes
Litwa inwestuje w zbrojeniówkę. Będzie więcej pocisków dla artylerii
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Biznes
Strategiczne Spotkania w Świecie Biznesu