Nierozerwalność małżeństwa nie może być narzucona – to kwestia pozostawiona wolnej woli człowieka. Kościół zaś ma obowiązek ją proponować jako zgodną z wolą Boga.
Nawet działając w słusznym celu, łatwo zatracić miarę i pójść na skróty, nie zauważając tego. Dobrze posłuchać wtedy opinii „nielubianego wujka”, choć nie jest to przyjemne.
Koniec epoki autorytetów oznacza koniec chodzenia na skróty. Już nie można poprzestawać na przytaczaniu obcych opinii i twierdzeniach, że jeśli ktoś uważa inaczej, to sam zalicza się do grona głupców.
Oburzające może być sprzeniewierzenie się przez księdza moralności chrześcijańskiej, ale popełnienie przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu innej osoby budzi już powszechne potępienie.
Wcale nie jest nam wszystko jedno, co się mówi lub pisze. Słowa potrafią w końcu „zabić tak jak nożem”, znieważać, naruszać dobra osobiste czy uczucia religijne.
Z trudem dopatruję się nawiązania do „Ostatniej wieczerzy” w scenie z ceremonii otwarcia igrzysk. Jeśli jednak celem reżysera było przesłanie „włączenia, a nie dzielenia”, to bardzo mu się to nie udało.
To wewnętrzna busola, która wskazuje, co jest dobre, a co złe. Sędzia nie decyduje jednak za siebie, ale za kogoś, a to zasadniczo zmienia perspektywę.
Prawdziwa neutralność władzy publicznej w sprawach wiary to nie laickość, ale powstrzymanie się od zajmowania stanowiska. Bezstronność nie ogranicza się do kwestii religii.