Autorzy ustawy, grupa kongresmenów, uzasadniają, że rozbudowa gazociągu północnego jest projektem politycznym, a sankcje ochronią kraje NATO przed wymuszeniami i manipulacjami ze strony Rosji.
Wniesienie projektu do Kongresu wywołało w Moskwie i Berlinie falę krytyki tak ze strony polityków, jak i biznesu. Większość dowodziła, że chodzi tutaj jedynie o to, by na europejskim rynku zrobić miejsce dla LNG, który Amerykanie chcą narzucić Europie.
Ale czy rzeczywiście o to chodzi? Frank Umbach dyrektor naukowy londyńskiego instytutu King's College opracował niezależną analizę ekspercką na polecenie Federalnej Akademii Polityki i Bezpieczeństwa Niemiec (agenda ministerstwa obrony). Wnioski, do których doszedł, pisze Deutsche Welle, nie potwierdzają teorii o złych zamiarach Amerykanów.
Umbach przypomina, że po kryzysie gazowym z zimy 2009 r. Gazprom chciał wymusić na Ukrainie niekorzystny kontrakt i nie zawahał się zakręcić kurka na 2 tygodnie nie tylko dla Ukrainy, ale i połowy Europy. Wtedy Bruksela przyjęła strategię różnicowania źródeł dostaw i budowy w państwach Europy Środkowo-Wschodniej (w tym w Polsce) terminali LNG.
Czytaj więcej: Kreml boi się o Nord Stream-2