23,3 mln zł to kwota rocznej subwencji, którą, zgodnie z wyliczeniami „Rzeczpospolitej", będzie dostawać Prawo i Sprawiedliwość. Ta partia może czuć się zwycięzcą wyborów również po względem finansowym, bo dotąd dostawała dużo mniej – 18,5 mln zł.
W górę pójdą też środki trafiające na konta innych partii. Platforma Obywatelska miała dotąd 15,5 mln zł, a dostanie 19,9 mln zł, choć część będzie musiała oddać ugrupowaniom wchodzącym w skład Koalicji Obywatelskiej. SLD dostawał 4,3 mln zł, a będzie miał 11,4 mln zł. Subwencja PSL wzrośnie z 4,5 mln zł do 8,3 mln zł. 6,8 mln zł rocznie będzie dostawać z kolei nieotrzymująca dotąd publicznych pieniędzy Konfederacja.
W sumie subwencje wyniosą 69,7 mln zł, co jest rekordową kwotą, odkąd w 2010 r. Sejm obniżył pieniądze dla partii o połowę. Po wyborach w 2011 r. łączna kwota subwencji wynosiła 54,4 mln zł, a po elekcji w 2015 r. – 58,2 mln zł.
Dlaczego kwoty poszybują w górę? Krzysztof Lorentz z Krajowego Biura Wyborczego wyjaśnia, że jest to zasługa wysokiej frekwencji, bo zgodnie z ustawą o partiach politycznych płaci się za każdy głos. – Poza tym partie, które nie przekroczyły progu subwencyjnego, zrobiły słabe wyniki w wyborach. Również to ma wpływ na wysokość subwencji dla tych ugrupowań, które znalazły się nad progiem – dodaje.
To nie koniec pieniędzy, które zasilą partyjne budżety. Dostaną też jednorazowe dotacje za każdy uzyskany mandat posła i senatora. Ich wysokość nie jest jeszcze znana, bo przy obliczeniach bierze się pod uwagę sumę wydatków komitetów na kampanię. Jednak już teraz można spodziewać się, że pieniądze nie będą małe. Przykładowo za wybory w 2015 r. PiS dostało niemal 30 mln zł.