Kilka dni temu na łamach „Rz" ukazał się ważny, trafnie skrojony tekst Bogusława Chraboty poświęcony strategicznym kierunkom rozwoju Polski w horyzoncie do 2050. Gdy czytałem, pomyślałem, że dobrze, że takie rzeczy się u nas pisze. W codziennej młócce naszej polityki do takich tematów nikt nie ma głowy. Oczywiście, powinni ją mieć rządzący, ale do tej pory nie zdradzali zdolności do myślenia strategicznego w kategoriach przyszłości Polski. Można byłoby więc sądzić, że dobrze, że ktoś z zewnątrz im to sufluje.
Nie, abym wierzył w zdolność obozu rządzącego do jakiejś przemiany po tym, co pokazała w ciągu trzech lat od zdobycia władzy. Jednak gdy chodzi o Polskę, gdzieś zawsze tli się nadzieja, że może po fazie rewolucji i niszczenia przyjdzie w końcu czas na namysł nad budowaniem. Innym niż przed 2015 rokiem, lecz może także jakoś służącym Polsce i Polakom.
Gdy postanowiłem zajrzeć raz jeszcze do tekstu Bogusława Chraboty, przyszła wiadomość z Gdańska, że jedynym szefem rządu pośród państw Unii Europejskiej, który nie podpisał się pod wspólnym adresem do Lecha Wałęsy z okazji 75. rocznicy jego urodzin, był polski premier Mateusz Morawiecki. Definitywnie rozstałem się więc z myślą, że idea przewodnia tekstu naczelnego „Rzepy" może dotrzeć czy inspirować obecnie rządzących. Zbyt mali duchem czy charakterem nigdy nie zbudują rzeczy wielkich. To wykluczone.
Władza dla władzy
A jednak ten tekst jest wart dyskusji, nawet jeśli próba cywilizowania myślenia rządzących może przypominać syzyfowe prace. Taka dyskusja i rodząca się wraz z nią świadomość szans, o których pisze Chrabota, może okazać się pożyteczna dla tych, którzy na mniejszą skalę i w mniejszym zakresie mogą podjąć zadania, o których tam mowa. Na szczęście nadal w Polsce nie wszystko zależy od władzy. Są samorządy, biznes prywatny i jego organizacje, stowarzyszenia obywatelskie, media, które mogą wyręczyć rząd w czynieniu Polski lepszej, przynajmniej dopóki on im tego zupełnie nie uniemożliwi. Program Chraboty nie jest wyryty w kamieniu, więc można go spokojnie modyfikować i adaptować do możliwości.
Ktoś mógłby mi zarzucić, że zbyt łatwo dyskwalifikuję obóz rządzący w roli stratega dla Polski. Jednak ta dyskwalifikacja ma mocne podstawy. Jedyną skuteczną strategią, którą PiS się do tej pory popisało, to strategia władzy dla władzy. Owszem, sprytna, przebiegła, bezczelna i chwilowo skuteczna. Nawet jeśli PiS przejmie kolejne instrumenty władzy w myśl logiki „cała władza w ręce rad", nic się nie zmieni.