- Rosyjskie władze prowadzą walkę z postępem – stwierdził właściciel Telegramu Paweł Durow.
13 kwietnia sąd w Moskwie nakazał zablokowanie Telegramu. Przyczyną posłużyła odmowa jego właściciela wydania rosyjskiemu kontrwywiadowi tzw. kluczy deszyfrujących, pozwalających rozkodowywać dowolną korespondencję w mesendżerze. Durow jest znanym obrońcą wolności internetu i kategorycznie odmówił podporządkowania się żądaniom FSB.
Wcześniej, z tego samego powodu Telegram został zablokowany m.in. w Chinach, Pakistanie, Iranie i Omanie. Również władze Indonezji próbowały zamknąć dostęp do niego, ale w końcu ustąpiły i messenger działa tam na poprzednich warunkach.
Od poniedziałku „Roskomnadzor" (specjalny, rosyjski urząd zajmujący się nadzorem nad mediami oraz internetem) rozpoczął blokowanie Telegramu w Rosji. Do tej pory nie udało mu się to, choć zablokował już dostęp do około 16 milionów IP-adresów Google i Amazon, których messenger używa do obchodzenia blokady. Jak się okazało Durow był przewidujący i Telegram ma wbudowane metody omijania blokad.
„Roskomnadzor" zaczął więc blokować podstacje obsługujące blokowane IP-adresy, a to doprowadziło do katastrofy. Przede wszystkim uderzyło to w innych użytkowników Google i Amazon. W ciągu dwóch dni Telegram na terenie Rosji działał bez przeszkód za to przerwał działanie inny messenger służący m.in. do rozmów telefonicznych Viber oraz nieznana jeszcze liczba firm kurierskich i sklepów internetowych. A także kas w wielu sklepach rosyjskich „sieciówek" (m.in. „Piatieroczka"), a nawet w rosyjskim „Burger Kingu" w którym nagle, we wtorek nie można było płacić kartami kredytowymi.