– Zgłosiliśmy tę osobę z założeniem, że ma ona szanse – mówi nam wpływowy polityk PiS o Bartłomieju Wróblewskim, kandydacie na rzecznika praw obywatelskich. W obu obozach politycznych trwają kalkulacje, na ile głosów może on liczyć w Senacie.
Teoretycznie wybór nowego RPO powinien być już dawno za nami. We wrześniu wygasła pięcioletnia kadencja Adama Bodnara. Wyłonienia jego następcy nie ułatwia jednak konstytucja. Przewiduje, że RPO „jest powoływany przez Sejm za zgodą Senatu". Tymczasem w pierwszej izbie większość ma PiS, a w drugiej opozycja.
Z tego powodu nie udała się próba powołania pierwszego kandydata, wybranego przez Sejm – posła PiS i wiceministra MSZ Piotra Wawrzyka. Za odrzuceniem jego kandydatury zagłosowało w Senacie 51 osób. PiS nie zgodził się też na wybór kandydatki przedstawianej przez opozycję jako społecznej i ponadpartyjnej: Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz z biura RPO.
Wróblewski, poseł PiS i doktor nauk prawnych, kandydatem został oficjalnie w poniedziałek. Kandydatura budzi ogromne kontrowersje, bo to on był autorem wniosku do Trybunału Konstytucyjnego, który doprowadził do niemal całkowitego zakazu aborcji. W PiS liczą jednak, że to, co w oczach części opinii publicznej uchodzi za obciążenie, w Senacie będzie atutem.
Skusić konserwatystów
Chodzi o to, że część senatorów opozycji ma antyaborcyjne poglądy. Najmocniej manifestuje je senator PSL Jan Filip Libicki. W dodatku z Bartłomiejem Wróblewskim związany jest towarzysko.