Oficjalnie Białoruś obchodzi swój Dzień Niepodległości 3 lipca, nawiązując do wypędzenia z Mińska niemieckich żołnierzy w 1944 r. Nieoficjalnie jednak wielu Białorusinów święto niepodległości obchodzi 25 marca, odwołując się do niepodległości ogłoszonej przez Białoruską Republikę Ludową (BRL) 100 lat temu. Istniała w warunkach niemieckiej okupacji niespełna rok, a uznała ją jedynie Finlandia oraz de facto Litwa, Łotwa i istniejąca niewiele dłużej Ukraińska Republika Ludowa, które pozwoliły na utworzenia na ich terenie placówek dyplomatycznych BRL.
Od lat data ta na Białorusi kojarzy się wyłącznie z opozycją, która tego dnia obchodzi Dzień Wolności. Prawie zawsze kończyło się to pacyfikacją i aresztami, ponieważ władze nie wyrażały zgody na przeprowadzenie manifestacji, a jeżeli taka zgoda była, to dotyczyła miejsc oddalonych od centrum miasta. Tym razem władze w Mińsku nie tylko zgadzają się na przeprowadzenie imprezy w sercu stolicy, ale też proponują pomoc przy jej organizacji.
Pod koniec stycznia białoruscy działacze społeczni i przedstawiciele prawie wszystkich organizacji demokratycznych powołali komitet organizacyjny i zwrócili się do administracji Mińska z prośbą o przeprowadzenie marszu, który miał przejść główną ulicą – aleją Niepodległości. Marsz miał się zakończyć koncertem na placu Wolności. Na maszerowanie władze się nie zgadzają, ale proponują opozycji zorganizowanie koncertu pod budynkiem Teatru Opery i Baletu. Co więcej, miński ratusz obiecuje za darmo sprzęt nagłaśniający, a również obecność karetek pogotowia i funkcjonariuszy milicji (według białoruskiego prawa koszty te pokrywają organizatorzy imprez masowych). Oprócz tego na koszt miasta miałaby się pojawić tablica pamiątkowa z okazji 100. rocznicy BRL.
Propozycja władz zaskoczyła przedstawicieli opozycji, którzy przez trzy godziny kłócili się między sobą, co transmitowały na żywo niezależne media. Część opozycjonistów uparła się przy organizacji tradycyjnego marszu, reszta opowiadała się za przyjęciem warunków władz i zorganizowaniem koncertu. Spotkanie zakończyło się ostrą wymianą zdań, wybiegającą daleko poza temat obchodów.
– Uczestnicy poniedziałkowego spotkania opozycji zademonstrowali, że nie mają pojęcia o kulturze dyskusji i nie wiedzą, czego chcą – mówi „Rzeczpospolitej" Iosif Siaredzicz, redaktor naczelny niezależnej gazety „Narodnaja Wola", niegdyś zdelegalizowanej i prześladowanej przez władze. – Władze zajęły bardzo słuszną pozycję i robią duży krok do przodu. 20 lat temu nikt nie mógł nawet pomyśleć o upamiętnieniu BRL. Nie bez znaczenia pozostają tu doświadczenia ukraińskie z ostatnich lat, z których władze w Mińsku wyciągają wnioski – dodaje.