Opozycja coraz śmielej wskazuje, że wybory prezydenckie trzeba przełożyć. – Święte jest życie i zdrowie Polaków, a nie termin wyborów – mówił w czwartek Władysław Kosiniak-Kamysz. Sztaby deklarują, że są gotowe rejestrować kandydatów mimo niepewności co do terminu. – Coraz częściej słychać jednak, że wybory zostaną przełożone – podsumowuje jeden z naszych rozmówców. Nowy termin to – potencjalnie – jesień tego roku.
Rozmowa o przełożeniu terminu wyborów miała miejsce w trakcie czwartkowego spotkania przedstawicieli klubów opozycyjnych z rządem. Po spotkaniu politycy obozu władzy zapewniali, że dyskusja na ten temat jest przedwczesna. Taka deklaracja padła m.in. ze strony szefa KPRM Michała Dworczyka.
Sytuacja sztabów jest skomplikowana. Obecnie biegnie wyznaczony postanowieniem marszałek Sejmu Elżbiety Witek terminarz, zgodnie z którym do 26 marca sztaby mają czas na rejestrację kandydatów. Potrzeba do tego co najmniej 100 tys. podpisów. Obecnie jedynym zarejestrowanym kandydatem jest prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. W czwartek Lewica poinformowała opinię publiczną o wcześniejszym zakończeniu zbiórki. Z nieoficjalnych informacji wynika, że udało jej się do tej chwili zebrać ponad 200 tys. podpisów i jest gotowa do rejestracji kandydata. Podobny komunikat – o zakończeniu zbiórki ze względów epidemiologicznych i zdrowotnych – wydał w środę sztab Konfederacji.
W sztabie PiS można usłyszeć, że cały czas z regionów spływają do niego kolejne podpisy. Partia ma ich ponad milion, a pierwotnym celem było zebranie ponad 1,6 mln, więcej niż w 2015 r.
Pytanie o wybory to pytanie o trzy rzeczy – słyszymy w sztabach. O prowadzenie kampanii, w której jedna ze stron (rządowa) dominuje ze względu na komunikację kryzysową wokół koronawirusa, o przeprowadzenie wyborów i liczbę chętnych do pracy w komisjach wyborczych oraz o frekwencję. Nikt nie chce oszacować, jaki wpływ na nią będzie miał koronawirus.