Dziennikarze TVN dotarli do świadków i dokumentów prokuratury, które obciążają ówczesnego szefa Młodzieży Wszechpolskiej, a obecnie wiceministra cyfryzacji. Akta sprawy liczą ponad 30 tomów. 90 proc. z około 400 podpisów jest sfałszowanych. Zarzuty dostały dwie osoby. Według jednego z podejrzanych Adam Andruszkiewicz również miał osobiście podrabiać podpisy, a wręcz kierować tym procederem.
- Powiedziałem prokuraturze to co trzeba. To jest taka kwestia że chciałoby się to wyrzucić z pamięci. Nie chcę o tym mówić - powiedział "Superwizjerowi" jeden z podejrzanych i były członek Młodzieży Wszechpolskiej.
Jak dochodziło do fałszowania podpisów? - Nie było nas dużo, może pięć-sześć osób. Na ekranach były zeskanowane listy z danymi. Andruszkiewicz i Wojciech N. mówili, że mamy przepisywać je do arkuszy - mówił Paweł P. P. Po wypełnieniu list fałszerze wymieniali się arkuszami i składali podpisy. Robili to, jego zdaniem, wszyscy, także Andruszkiewicz i N. Potwierdzają to akta prokuratury - wynika z ustaleń "Superwizjera".
Co na to wiceminister cyfryzacji? Czy fałszował podpisy? - Absolutnie nie. Ja w tej sprawie nie mam żadnego statusu. Nie jestem świadkiem, ani oskarżonym, ani podejrzanym - stwierdził Andruszkiewicz, w rozmowie z dziennikarzami TVN. Oświadczył też, że nie ma nad nim parasola ochronnego ze strony prokuratury. O zeznaniach byłych członków Młodzieży Wszechpolskiej powiedział, że takich zeznań "nie zna".
Czytaj także: Andruszkiewicz w sieci. Skasowane posty i hurtowe "lajki"