Nawet nie wszyscy kibice Evertonu witają go z otwartymi ramionami. Gdy w 2004 roku przechodził do United, nazywali go zdrajcą, gdyż wiązali z nim wielkie nadzieje. Mieli powody: po jednym z goli pokazał T-shirt z napisem: „Once a Blue, always a Blue" (czyli „raz Niebieski – na zawsze Niebieski"). Chociaż przez lata był wygwizdywany, ilekroć pojawiał się w czerwonej koszulce United w swoim mieście, to z czasem stosunki zaczęły się normalizować. W lutym 2012 roku pojawił się jako widz na meczu Evertonu z Blackpool w Pucharze Anglii. Trzy lata później zagrał ponownie w barwach klubu, któremu zawsze kibicował – był to mecz pożegnalny napastnika Duncana Fergusona, a kibice zgotowali mu owację na stojąco, bo czas leczy rany. Rok później zaprosił Everton na mecz charytatywny zorganizowany na Old Trafford.
Nie brakuje opinii, że Rooney nigdy nie wykorzystał swojego potencjału – odważne twierdzenie, jeśli spojrzy się na jego statystyki: pięć razy był mistrzem Anglii, raz zdobył Puchar Anglii, trzy razy Puchar Ligi, cztery razy Tarczę Wspólnoty. W 2008 triumfował w Lidze Mistrzów i w Klubowych Mistrzostwach Świata. W poprzednim sezonie dorzucił zwycięstwo w Lidze Europy. Cztery razy uznawano go za najlepszego zawodnika w Anglii, a jego gol zdobyty przewrotką w meczu z Manchesterem City został uznany za bramkę sezonu 2011/2012. O tym uderzeniu legendarny menedżer Manchesteru United sir Alex Ferguson powiedział: – To było szokujące. Niewiarygodne. Na tym stadionie padło mnóstwo pięknych i fantastycznych bramek. Ale czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem.
Dzięki, Wayne, wracaj do siebie
Poczucie kibiców i wielu ekspertów, że mógł zajść dalej, być może spowodowane jest niesamowitym zamieszaniem, jakie towarzyszyło jego pierwszym krokom w dorosłym futbolu. W trakcie Euro 2004 Steven Gerrard powiedział, że w takiej formie Rooney jest najlepszym zawodnikiem Europy. Ówczesny selekcjoner Anglików Sven Goeran Eriksson po tym, jak nastolatek doznał kontuzji i nie zagrał w przegranym ćwierćfinale z Portugalią, porównywał jego wpływ na drużynę z występem nastoletniego Pelego w finałach mistrzostw świata w 1958 roku. I podczas gdy większość kibiców, śpiewając później o „Białym Pelem" traktowała to z przymrużeniem oka, to tabloidowa prasa angielska złakniona wielkiego piłkarza nakręcała spiralę oczekiwań, których dzieciak z Liverpoolu spełnić nie mógł.
Po tym jak transfer do Evertonu został ogłoszony, na łamach „New York Timesa" ukazał się artykuł angielskiego dziennikarza Rory'ego Smitha, w którym autor zastanawia się, dlaczego Rooney nie jest uznawany za jedną z największych postaci angielskiej piłki, dlaczego jego odejściu z Old Trafford towarzyszy westchnienie ulgi. Smith porównuje karierę Rooneya urodzonego w robotniczej rodzinie z Liverpoolu z innym piłkarzem celebrytą, który pochodzi z takiego samego środowiska – Davidem Beckhamem. Gwiazdor Realu Madryt zatrudnił sztab ludzi dbających o jego wizerunek, a Rooney nigdy o takie rzeczy się nie troszczył, jego największą ekstrawagancją był przeszczep mocno przerzedzających się włosów. Beckham poza grą w piłkę (zawsze pracował ciężko, co podkreślali wszyscy trenerzy) skupił się na byciu celebrytą, a dla Rooneya tabloidy i paparazzi byli ciężarem.
Żaden z nich nie poprowadził reprezentacji do sukcesów, ale Beckham żegnał się z futbolem jako legenda, a Rooney jest wyganiany niemal kuchennymi drzwiami. Smith pisze: „Beckhamowi nigdy nie zazdroszczono sławy i bogactwa. Utarło się, że jemu to się należy. Dokładnie w taki sam sposób, jak się utarło, iż Rooney na nie nie zasługuje".