Kalina Jędrusik. Kobieta wyzwolona

Kalina Jędrusik. W PRL-owskiej rzeczywistości była niczym wysłanniczka z innego świata, prowokująca, dumna. Była muzą dla artystów, lubiła szokować.

Publikacja: 03.07.2020 10:00

Kalina Jędrusik. Kobieta wyzwolona

Foto: NAC

Ojcem Kaliny był profesor Henryk Jędrusik, zwolennik nowoczesnych metod kształcenia. Przed wojną wybudował w Gnaszynie eksperymentalną szkołę. Nie było w niej dzwonków, uczniowie sami wybierali przedmioty, których danego dnia chcieli się uczyć, a na murach widniał napis: „Odpoczynek jest ważniejszy niż praca, bo właśnie podczas odpoczynku następuje najlepsze przyswajanie wiedzy".

Prof. Jędrusik był piłsudczykiem. W 1938 roku został senatorem. Kalina opowiadała, że uczył ją łaciny i włoskiego, francuskiego i angielskiego. Miał renesansowy umysł. Interesowało go wiele spraw – biologia i filozofia, matematyka i literatura, muzyka klasyczna i jazz.

Kalina od dziecka wykazywała talenty artystyczne. Po skończeniu krakowskiej szkoły teatralnej opiekunka roku Lidia Zamkow namówiła ją i kilku kolegów, m.in. Zbigniewa Cybulskiego i Bogumiła Kobielę, by przenieśli się do Gdańska, do modnego Teatru Wybrzeże. Tam na pełną temperamentu aktorkę zwrócił uwagę kierownik literacki tej sceny Stanisław Dygat. „Staś wyłowił mnie z morza i zostałam jego złotą rybką" – mówiła o narodzinach swego związku ze starszym o 16 lat pisarzem, który dla niej rozszedł się z aktorką Władysławą Nawrocką.

Magda Dygat – jedyne dziecko Stanisława Dygata – w autobiograficznej książce „Rozstania" zauważa, że jej macocha: „Miała wdzięk i talent, absolutną wiarę w siebie i miłość własną tak silną, że zarażała nią nawet największych sceptyków. Była zabawna i całkowicie niemoralna". A w innym miejscu dodaje: „Miała coś z Evity Peron czy wielkich diw operetkowych. Była silna i sprytna. Miała za sobą mojego ojca".

Wieloletnie małżeństwo Jędrusik i Dygata, które zakończyła śmierć pisarza w 1978 roku, zdumiewało przyjaciół i wrogów. Oboje dawali sobie wzajemnie duże poczucie wolności i wiele potrafili wybaczyć.

Dama i rozpustnica

Kalina Jędrusik była postrzegana jako symbol, wręcz demon, seksu. „Miała seksapil, choć na mój gust troszeczkę za oczywisty" – twierdził Janusz Majewski. Kazimierz Kutz z fascynacją zauważył: „Miała dziwną urodę, której trzeba się było dokładnie przyjrzeć. Była nieśmiała". Andrzej Łapicki zaś dodawał: „Miała wdzięk. Byłaby świetną aktorką komediową. Niepotrzebnie udawała wampa". „Jestem damą w salonie i rozpustnicą w sypialni. Nie ma nic gorszego od kuchty w łóżku, rozpustnicy w salonie i damy z patelnią" – mawiała artystka.

Warszawskie mieszkanie Dygatów – najpierw na Mokotowie, a potem willa na Żoliborzu – pełniło funkcję salonu literacko-artystycznego. Przekroczenie jego progu było przywilejem. A spotkać tu można było ludzi nietuzinkowych, utalentowanych i intrygujących. Rozmawiano o literaturze, nigdy o polityce. Przychodzili wszyscy, którzy się w danej chwili liczyli. Aktorzy, pisarze, modelki, malarze, sportowcy i lekarze.

Na początku lat 60. zaczął tam bywać Jeremi Przybora, który na łamach „Rzeczpospolitej" tak to wspominał: „To był naprawdę dom otwarty. Od piątej po południu wystarczyło tylko nacisnąć klamkę, by znaleźć się w środku. Dlaczego naciskali ją tylko właściwi ludzie, a nie jacyś przypadkowi przechodnie, tego nie wiem do dziś. Dygatowie nie urządzali jakichś wystawnych przyjęć, bo to by ich szybko zrujnowało. Każdy coś tam przynosił i wręczał Kalinie, by to podgotowała, lub sam zabierał się do gotowania. I tak, wspólnymi siłami te bardzo miłe sympozja przy odrobinie alkoholu się toczyły".

Kalina szybko stałą się gwiazdą Kabaretu Starszych Panów. Duet Przybora–Wasowski z myślą o niej napisał kilka niezapomnianych utworów. W Kabarecie czuła się artystką spełnioną. Ale jej wielką miłością był teatr. Po kilku sezonach na Wybrzeżu przeniosła się do Warszawy, do Teatru Narodowego. Klasę jej aktorstwa szybko docenił Erwin Axer, proponując angaż do Współczesnego. Tam o jej wielkim talencie, zarówno wokalnym, jak i dramatycznym, świadczyła rola Polly w „Operze za trzy grosze". Spektakl Konrada Swinarskiego obrósł legendą, a Polly w wykonaniu Jędrusik stała się owej legendy nieodłączną częścią. „Ta rola Polly to kreacja – pisał Jan Alfred Szczepański – młoda aktorka znalazła dla każdego drgnienia przewrotnej duszyczki Polly akcent równie realistyczny, jak celny i wyrazisty; a songi śpiewa jak wielka artystka estrady".

We Współczesnym otrzymała też wiele komplementów za rolę Luzzi w „Pierwszym dniu wolności" oraz Ofelii w „Zamku w Szwecji". Potem była współpraca z Komedią oraz legendarnym STS i kolejne kreacje, tym razem na deskach Rozmaitości. Tam była Szekspirowską Kaśką złośnicą, a potem muzą Chopina, czyli George Sand, Lulu w „Demonie ziemi" Wedekinda. Była carycą Katarzyną w zdjętych przez cenzurę „Termopilach polskich" Micińskiego. Dopiero pod koniec życia miała okazję udowodnić, że znakomicie czuje Mrożka. W Teatrze Polskim za dyrekcji Kazimierza Dejmka była pełną dystynkcji Nietoperzową w „Vatzlawie" oraz cudownie rozmemłaną Eleonorą w „Tangu".

W aktorskiej pułapce

Niektórzy twierdzą, że demon seksu okazał się dla niej pułapką. Kiedy z biegiem lat osiągnęła szczyt aktorskich możliwości, przestała grać. Marzyła o rolach dramatycznych: Medei, królowej Gertrudy, Lady Makbet, ale nikt jej ich nie proponował. W filmie dostawała role drugoplanowe. Czuła się aktorką niespełnioną. Ale to właśnie film przyniósł jej największą popularność i uznanie.

W „Ziemi obiecanej" zagrała tak odważnie emanującą seksapilem Lucy Zuckerową, że Andrzej Wajda wyciął jej scenę w pociągu z Danielem Olbrychskim, gdy przygotowywał odnowioną wersję filmu. Z innych ról wybijają się też żydowska matrona w serialu produkcji NRD „Hotel Polanów i jego goście".

„Aktor w jakiś sposób musi na chwilę utożsamić się z kreowaną przez siebie postacią – mówiła. – Dla mnie, niestety, okazało się to zgubne. Mówiono: ona taka jest. Zepsuta, bo grałam kobiety zdradzające mężów, narkomanka, bo ma oczy zamglone. Wszyscy ludzie w kinie wiedzieli lepiej ode mnie, jaka jestem. Po premierze filmu »Hotel Polanów« mówiono, że nikt nie zagrałby tej roli lepiej ode mnie. Wiele razy słyszałam, że Żydzi z całego świata obsypali mnie po premierze złotem i biżuterią. Jak mam walczyć z tymi bzdurami? Grałam morderczynię, i co? Należy zamknąć mnie w więzieniu albo zakładzie psychiatrycznym? Znam swój zawód, potrafię zagrać psa, kota, starą babę i dziwkę".

„Po śmierci swego Stasia – wspominał Kazimierz Kutz – Kalina przyjęła chrzest i zmieniła dotychczasowy tryb życia. Stała się bardzo religijna. Celebrowała z przyjaciółmi datę śmierci męża. Nieco się roztyła, a stosując pozorne diety, tyła jeszcze bardziej. Zawsze bardzo kochała zwierzęta, a po latach zorientowała się, że jest uczulona na ich futro. Astma dokuczała jej coraz bardziej, coraz bardziej odczuwała też brak powietrza".

Zmarła 7 sierpnia 1991 r. Prezes ZASP Andrzej Łapicki zamiast mowy pożegnalnej przytoczył zebranym słowa Jeremiego Przybory z piosenki, która stałą się jej wielkim przebojem: „Nie, nie, nie budźcie mnie, śni mi się tak ciekawie, jest piękniej w moim śnie niż tam na waszej jawie...". 

Korzystałem z książek: Dariusza Michalskiego „Kalina Jędrusik", Iskry 2010, Jeremiego Przybory „Przymknięte oko opaczności", TenTen 2004, Agnieszki Osieckiej „Szpetni czterdziestoletni", Iskry 1987

Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Plus Minus
„Rys”: Słowa, które mają swój ciężar
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10