Kaczyński na cmentarzu, kiksy Kidawy. Polityka też choruje

Polscy politycy wciąż schylają się po władzę, nawet jeśli cieszy coraz mniej i staje się coraz większym brzemieniem. Robią to w bardzo złym stylu.

Aktualizacja: 19.04.2020 13:01 Publikacja: 17.04.2020 10:00

Jarosław Kaczyński z politykami PiS na zamkniętym dla innych Cmentarzu Powązkowskim, 10 kwietnia 202

Jarosław Kaczyński z politykami PiS na zamkniętym dla innych Cmentarzu Powązkowskim, 10 kwietnia 2020 r.

Foto: EAST NEWS

Można uznać obecny obóz władzy za zakładnika sytuacji i obecnego modelu uprawiania w Polsce polityki. Ciężko nie reagować na sumę rządowych błędów i zaniechań – od słabego przygotowania służby zdrowia na ciężkie czasy po niektóre niemądre, źle objaśniane i nadgorliwie egzekwowane przez policję restrykcje. Ale też trudno nie zauważyć, że na świecie nie ma specjalnie mądrych.

Co powiedzieć o Francji miotającej się od ściany do ściany – od lekkomyślnie zorganizowanych wyborów samorządowych po zaświadczenia uprawniające obywatela do przebywania na ulicy. Od jednego do drugiego Francuzi przeszli z dnia na dzień. A to przecież jedna z kolebek demokracji, ba, podobno ojczyzna poważnego stosunku do instytucji państwa. Na tym tle minister Szumowski, premier Morawiecki, policja Mariusza Kamińskiego wypadają nawet nie najgorzej. A dopóki za zasadniczą linią narodowej kwarantanny opowiadają się niemal wszyscy lekarze, niezależnie od politycznej barwy, sam nie widzę powodu, aby się sprzeciwiać.

Licytacja i arogancja

A skąd to skojarzenie z zakładnikami? PiS ma naturalną skłonność do większego zamordyzmu, do marszu na skróty. Trochę jak każda prawica, a trochę i nadprogramowo, z powodu różnych państwowych teorii Jarosława Kaczyńskiego i z powodu traktowania swoich rządów jako nieustającego odwetu na dawnym establishmencie. Ale też pisowscy urzędnicy podejmują decyzje w warunkach permanentnej politycznej licytacji w każdej sprawie.

Opozycja opowiada się za epidemiologicznymi restrykcjami jeszcze bardziej hałaśliwie niż rządzący. Warto, aby to zauważyli rozmaici rzecznicy swobód obywatelskich, którzy każdego policjanta ścigającego rowerzystę utożsamiają ze złą prawicą. Kiedy rząd przymierza się ostrożnie, po omacku i czasem przewracając się o własne nogi (ale też nikt tego wcześniej nie ćwiczył), do odmrażania gospodarki i obywatelskiej aktywności, musi pamiętać, że każdy błąd jest błędem sapera. Tu równie łatwo ogłosić kogoś zamordystą, co mordercą – jeśli krzywa zakażeń stanie się choć odrobinę bardziej stroma.

I równocześnie ta władza dała Polakom kilka koncertowych pokazów arogancji. Upór przy majowych wyborach prezydenckich kojarzy się bez reszty z Jarosławem Kaczyńskim, który zakomunikował swoją wolę z wdziękiem wschodniego kacyka, bez próby uzgadniania czegokolwiek z kimkolwiek. Popis z tłoczeniem się na placu Piłsudskiego lidera i jego świty przy okazji celebrowania 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej, a potem z wyprawą na niedostępne dla Polaków cmentarze, to także on. Aby go obronić, TVP ujawniła, że tych cmentarzy było wiele, a nie jeden, co jest pokazem propagandy w stylu białoruskim. Nie wiadomo, co tu bardziej podziwiać: bezczelność czy piramidalną głupotę.

A jednak ta władza wciąż za bardzo nie musi się niczego obawiać. PiS dzierży pierwsze miejsce pośród partii, prezydent Andrzej Duda ze swoimi ponad 50 proc. poparcia jest gotów do kolejnej kadencji. Większość Polaków zdaje się nie wierzyć, aby korespondencyjne wybory były bezpieczne, dobrze zorganizowane czy uczciwe. Ale inne scenariusze są jeszcze bardziej mgliste.

Wybory „pod Kaczyńskiego"

Wielu komentatorów uważa, że PiS zachowuje względny rząd dusz, bo wzrosło zapotrzebowanie na autorytarny ton i metody. Uosabiany właśnie przez owego policjanta ganiającego za rowerzystą czy wędkarzem. Większość Polaków się boi i uważa, że ta władza gwarantuje mu większe bezpieczeństwo.

Ale też przeciętny Polak chyba nie wierzy, aby przy innych rządzących radzono sobie lepiej. Pamięta się niefrasobliwy kurs Donalda Tuska i Ewy Kopacz wobec świńskiej grypy. Pamięta się służbę zdrowia z ich czasów. Łukasz Szumowski ma przynajmniej powagę, której brakło platformerskim ministrom zdrowia, co pociągnęło ku niemu tak odległych od prawicy ludzi jak Marek Balicki.

Dyskusja o wcześniejszym roztrwonieniu pieniędzy na socjalne programy też średnio przekonuje. Mało kto wierzy, że poprzednie ekipy w obliczu katastrofy znalazłyby więcej pieniędzy na ratowanie przedsiębiorców czy ludzi na śmieciówkach. Tarcza Morawieckiego może być w wielu miejscach dziurawa. Ale „tarcza z tytanu" Władysława Kosiniaka-Kamysza czy „tama zamiast tarczy", jaką obiecuje marszałek Senatu Tomasz Grodzki, przekonują jeszcze mniej.

Ta władza nie ma w sobie już dziś nic z obywatelskiej bezinteresowności czy postrzegania państwa jako wspólnego dobra. Kaczyński naprawdę nie rozumie, dlaczego otwarte obnoszenie się ze swoimi przywilejami to coś niewłaściwego. A jednak Polacy wciąż nie czują się zwolnieni z powodów, dla których uznali tę ekipę co najmniej za mniejsze zło.

Kiedy zaś walka z pandemią stała się sumą narodowych egoizmów, tym łatwiej znosić ich, a nie tych, którzy mamili kosmopolityczną utopią. Zarzuty, że Unia Europejska zawiodła, mogą być naciągane. Nie miała narzędzi, żeby pomagać. A jednak Donald Tusk ze swoim „więcej Europy" prezentuje się dziś jako facet wyjątkowo nie a propos. Ci, co rządzą w Warszawie, nieestetyczni, niezręczni, aroganccy, jawią się jednak jako nosiciele konkretu.

Ciężko dziś wyrokować, czy wybory majowe są drogą bezalternatywną. Kaczyński ich chce, cała akcja z szykowaniem pocztowej maszynerii jest robiona pod niego. Jak zadowolić wujaszka, który pozostał wciąż zawodnikiem najcięższej wagi, nawet jeśli jego styl wydaje się coraz bardziej zdradliwy i może kiedyś przynieść katastrofę? To dziś w dużej mierze angażuje pisowskich oficjeli, poza tym zajętych też wieloma pożytecznymi rzeczami.

Wydaje się, że wielu z nich na dnie duszy wciąż wierzy, że na przełomie kwietnia i maja diagnoza sytuacji zwolni ich z ciężkiego obowiązku organizowania mało dorzecznej awantury. A jednak brną, ba, dają sobie przetrącać kręgosłupy. Czy akurat Jadwiga Emilewicz, konkretna specjalistka od przedsiębiorczości z Porozumienia, musiała przytaczać kłamliwe argumenty na temat niestosowności stanu klęski żywiołowej? Przecież nowa wicepremier doskonale wie, że nie oznacza on zamykania portali internetowych (nawet stan wyjątkowy nie pociąga za sobą takiej automatycznej konieczności), za to wojsko na ulicach mamy już dzisiaj. Ale skoro pomogła Kaczyńskiemu w przełamaniu oporu Jarosława Gowina, wkroczyła na pewną drogę. Nie można się na niej potem łatwo zatrzymać.

Sam Jarosław Gowin wykazał się pewną osobistą odwagą w drażnieniu Kaczyńskiego. I tym razem chyba z przekonania, choć gęba gracza albo warchoła jest mu przyklejana na sto sposobów. Ale on sam wytrącił sobie najskuteczniejszy oręż z ręki, tłumacząc, że w tym Sejmie inna koalicja jest niemożliwa, a on sam nie utworzy przecież rządu z Adrianem Zandbergiem. Są to dodajmy argumenty prawdziwe. Oczywiście na końcu drogi ustawy o korespondencyjnym głosowaniu możliwe jest jeszcze jej wywrócenie przez kilku posłów Porozumienia z samym Gowinem. Ale strach, aby nie stać się czynnikiem chaosu, nieczytelnym dla nikogo, chyba jednak przeważy. No, chyba że wzrost zachorowań, chyba że stanowisko Szumowskiego, chyba że...

PiS. Gotowi na trudniejszą drogę?

Domknięcie spolaryzowanego systemu daje niewielkie pole do osobistego manewru i kierowania się sumieniem. Naturalnie w zupełnej teorii można sobie wyobrazić, że politycy PiS decydują się na drogę trudniejszą. Kilkumiesięczną ciężką pracą zachowują więź z Polakami i odnoszą zwycięstwo, powiedzmy, na jesieni. Nadal w cieniu pandemii, ale w następstwie przynajmniej lepiej przygotowanej procedury, z jakimiś namiastkami kampanii wyborczej.

To pytanie do Andrzeja Dudy, w jakim stylu chce dostać drugą kadencję. Może i do premiera Morawieckiego – którego pracowitości i uporu w różnych kwestiach nie neguję – jako kto chce przejść do historii.

Kaczyński jest święcie przekonany, że maj to ostatni moment, kiedy PiS może uzyskać wyborczy sukces w jakimkolwiek segmencie państwa. Potem ma być już tylko bunt społeczny, koszt kryzysu, kara za bankructwa i ludzkie nieszczęścia. Ja mam więcej wiary w obliczalność Polaków, którzy przy różnych narzekaniach na ich dyscyplinę rozeszli się w ciszy do domów i nie przeszkadzają za bardzo tym, co z epidemią walczą. Kto wie, czy nie są też w stanie docenić kogoś, kto wybrał drogę trudniejszą, nieco bardziej stromą, ale transparentną, wiarygodną. Tyle że cynizm obecnej polskiej polityki wyklucza wiarę w Polaków, wyklucza odwoływanie się do ich lepszych cech.

Kto zaś wie, czy inni politycy PiS poza samym Kaczyńskim nie śpieszą się z ostatnimi na lata ważnymi wyborami także dlatego, że nie są pewni tego, co wykręci im sam Prezes. Kto był w stanie przewidzieć jego prztyczka wymierzonego w nos Polaków 10 kwietnia? W dzień, w którym paradoksalnie najlepiej powinniśmy rozumieć ból smoleńskich rodzin, ale i podjąć choć teoretyczny wysiłek sklejenia tego, co rozdarte.

Opozycja. Bojkot czy udział?

Dylemat ma także opozycja. Kiksy w kampanii kandydatki PO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej zniszczyły ją nie mniej niż jej dziwna decyzja, aby startować, ale jednak „bojkotować" wybory. Jej linia nieprzytomnych, często słabo udokumentowanych oskarżeń okazała się mniej skuteczna niż bardziej wstrzemięźliwa i wykoncypowana droga Kosiniaka-Kamysza. Możliwe, że to sygnał jakiejś zmiany warty po opozycyjnej stronie. Ale fasadowa, skłamana, plebiscytarna natura majowych wyborów taką zmianę warty utrudnia. Bo popycha znaczną część środowisk opozycyjnych i wielu zwykłych Polaków zajętych czym innym niż wyborami do odruchów bojkotowych.

W teorii Kosiniak-Kamysz mógłby się zmierzyć z Dudą, głosząc jedno: „Nie chcieliśmy tych wyborów, uważamy, że trzeba myśleć o czym innym, ale skoro nam je narzucacie, spróbujemy was ukarać za nieprzyzwoitość". I nie wiadomo, co by wtedy wygrało. Naturalny wciąż odruch skupiania się wokół władzy czy jednak zdefiniowanie rządzących jako partyjnych egoistów. Ale stanowisko takich ludzi jak prezes PSL także byłoby uwikłane w sprzeczność. Skoro uważasz „pocztową" procedurę za farsę, dlaczego w niej uczestniczysz?

To również pytanie o gotowość integracji bardzo różnorodnych środowisk politycznych wokół spokojnego, umiarkowanego Kosiniaka. Przykładowo: za sprawą obywatelskiego projektu antyaborcyjnego wraca ostry spór ideologiczny. Dziwacznie nałożony na epidemię, ale prowokujący choćby lewicę do partykularnych zachowań i partykularnej drogi.

Ma więc swój dylemat obóz rządzący i ma go opozycja. Ciężko wskazać na stronę, która zdała dziś egzamin z obywatelskiej odpowiedzialności. Polacy mogą liczyć na minimalną aktywność państwa w sferze walki z kataklizmem, ale zostali pozbawieni sensownych ofert wybrnięcia z politycznego pata.

Oczywiście można kontrargumentować, że władza to dziś towar niespecjalnie atrakcyjny. Że jej zachowanie czy pełna koncentracja w jednych rękach w warunkach permanentnego wieloletniego kryzysu wręcz skazuje na dyskomfort. Z tego punktu widzenia zresztą także całkiem niedawny scenariusz wywrócenia pisowskich rządów przez przejęcie prezydentury przez opozycję trochę się zdezaktualizował. A jednak politycy wciąż schylają się po tę władzę, nawet jeśli cieszy coraz mniej i staje się coraz większym brzemieniem. Robią to w bardzo złym stylu. Tak złym, że wszelkie kryteria powoli tracą sens. Można oczywiście twierdzić, że na tle kryzysu światowej gospodarki czy coraz bardziej mglistych wyzwań globalizacji zniekształcanej przez pandemię charakter Kaczyńskiego czy wpadki Kidawy-Błońskiej mają niewielkie znaczenie. Ale jakość demokracji wciąż zależy od państw narodowych, a w warunkach tego kataklizmu może zależeć nawet bardziej niż parę lat temu. 

Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Plus Minus
„Rys”: Słowa, które mają swój ciężar
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10