Postindustrialna, jasna sala z rzucającym się w oczy okablowaniem elektrycznym oraz stylowymi, choć dawno już niedziałającymi lampami. Na scenie komik Sebastian Rejent z wrodzoną gracją wita jednego z zaproszonych gości: – A propos starych k..., jest z nami Hubert Urbański – mówi jak najbardziej poważnie. Celebryta przyjmuje zapowiedź nad wyraz łaskawie, zanosząc się śmiechem, więc komik – jakby tłumacząc się z jedynie niewinnego żartu – zmienia ton i życzliwie przyznaje, że uwielbiał „Milionerów". Po czym niespodziewanie dodaje: – Tak jak twoja żona, która nadal ich lubi, dlatego nie jest z tobą...
To roast, czyli przeciwieństwo benefisu. Na scenie obraźliwymi i często wulgarnymi grepsami dostaje się nie tylko roastowanym gościom – atakują się nimi również występujący komicy. W erze YouTube'a taka ciekawostka nie mogła się nie przyjąć. Przy tym widowiskowe roasty popularyzują szersze zjawisko komediowe, które przyszło do nas z USA – stand-up. Młodzież miała już dość czerstwych grup kabaretowych oraz ich materiału uszytego pod telewizję i masowe gusty. Dość wymuszonego śmiechu z odgrzewanych żartów na ciągle te same tematy. Dlatego polski stand-up rozwinął się w kontrze do ugrzecznionych i rutyniarskich kabaretów. Czy ta forma komedii scenicznej ma szansę wyjść poza youtube'ową niszę?
Tu nie ma zakazanych tematów. Najlepiej, by chamski żart dotykał czyichś osobistych doświadczeń. Brzydka twarz, rozwód, rzadki kontakt z dziećmi, kłopoty z prawem, choroba nowotworowa, a nawet śmierć kogoś bliskiego? Bardzo proszę – im większe tabu złamane, tym śmieszniej. To już tradycja, że zawiązana w Warszawie grupa komediowa Stand-up Polska obchodzi swoje urodziny właśnie w takiej formie. Roastowani byli już Hubert Urbański, Szymon Majewski, Piotr Kędzierski, Czesław Mozil i Michał Wiśniewski. Wszystko w wyprzedanych do ostatniego miejsca salach i do obejrzenia w dobrej jakości w sieci.
Nie przypadkiem to ci komicy wzięli się za roasty, bo to forma bardzo zbliżona do stand-upu albo nawet specyficzna jego odmiana – zdania w tej kwestii są podzielone. A czym jest stand-up? To najprostsza forma sztuki komediowej – tylko człowiek i mikrofon. Choć bardzo dużą rolę odgrywa w niej też kontakt z publicznością. Przygotowany monolog często przeradza się w improwizowany performance. Uciekając od frazesów o byciu sobą, stand-uper tworzy spójną i wiarygodną postać na lata, gra jakby samego siebie, często wyolbrzymiając swoje prawdziwe cechy charakteru. Stąd opowieści, jakie snuje, mogą wydawać się bardzo osobiste. I często rzeczywiście takie są. Ale też nie bez powodu przypięto stand-upowi łatkę niewybrednych żartów o seksie i czynnościach fizjologicznych.
Król roastów w katolickiej uczelni
Początki nie były łatwe. Historia pierwszej polskiej ekipy stand-upowej sięga poprzedniej dekady i forum na stronie Grzegorza Halamy, gdzie poznali się Czarek Jurkiewicz i Karol Kopiec. Nikt w kraju nie robił wtedy jeszcze stand-upu, postanowili więc na własną rękę rozkręcić taką scenę w Warszawie. Padło na lokal Na Kłopoty Bednarska, którego już sama nazwa jest absurdalną grą słów związaną z popularnym w PRL serialem kryminalnym i ulicą, przy której mieściła się knajpa.