Postulujemy pilne rozpoczęcie prac nad adekwatnymi rozwiązaniami w Polsce, umożliwiającymi bezpośrednie transfery gotówki do przedsiębiorstw i pracowników sektora produkcji i usług. Rząd zdaje się nie widzieć długofalowych szkód strukturalno-przestrzennych. Choć wszyscy ucierpią na kryzysie, to dla części regionów i miast będą to konsekwencje dramatyczne. Problemy będą miały te ośrodki, które są monokulturą przemysłową (przemysł motoryzacyjny, lotniczy). Eksportowe czempiony zostaną bez zamówień, bo obsługiwały końcówki globalnych łańcuchów wartości, które uległy zerwaniu, i nie będą odtworzone w obecnej postaci. Łatwiej będzie przetrwać w sektorach przetwórstwa lokalnego (żywność i napoje, poligrafia, budowlanka) i globalnych, ale powiązanych z rynkiem lokalnym (farmaceutyki, chemia, sprzęt AGD). Szacujemy, iż największe problemy gospodarcze dotkną południową Polskę. Rząd powinien sprecyzować zasady wsparcia dla regionów tracących dotychczasowe funkcje gospodarcze, podobnie jak miało to miejsce w latach 90.
Polska „tarcza" to 212 mld zł (5,5 tys. per capita), ale nie w gotówce. Niespójne wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego, półprawdy na temat środków UE, niechęć do korzystania ze wspólnotowych zakupów środków ochronnych, czy mechanizmów powrotów do domu, rodzą przekonanie, że politycy ciągle nie rozumieją powagi sytuacji. Inercyjna Komisja Europejska zdążyła wykonać przelewy do państw członkowskich, a nasz rząd tworzy dokumenty i dyskutuje. Jeśli do 2 marca premier uważał, że Agencja Rezerw Materiałowych jest dobrze przygotowana, choć kupowała miał węglowy zamiast masek i respiratorów, to można się zacząć martwić tym, jakie panaceum rząd zaaplikuje gospodarce. Internetowy znachor, inż. Zięba, zwalcza wirusa dawkami witamin, wlewami perhydrolu i łyżką węgla drzewnego dziennie. Co prawda miał węglowy, to nie to samo co węgiel drzewny, maski, lub respiratory, ale „najlepszy po 1990 r." rząd pokazuje kilkusetstronicową ustawą „tarczy" i podręcznikiem korzystania z jej dobrodziejstw (sic!), że państwo teoretyczne premiera D. Tuska już się skończyło. Teraz jest la casa de papel – rząd tworzy nowe przepisy, dyskutuje nad sposobem dyskutowania, zmienia prawo wyborcze z zaskoczenia, ogranicza swobody obywatelskie nowymi przepisami, choć mógłby zastosować dotychczasowe. Główny cel tych zachowań wydaje się oczywisty. W rozmowie z PAP (23.03) prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził: „Wybory uzupełniające, które odbyły się w niedzielę pokazały, że przeprowadzenie wyborów prezydenckich w terminie jest dzisiaj całkowicie możliwe".
Możemy potwierdzić te słowa, ale z trzema uwagami:
1) tak, ale będzie się to wiązać z dodatkowym zarażeniem (do końca czerwca) ok. 3,9 mln osób i możliwym zgonem dodatkowych 58,5 tys. osób;
2) tak, ale to wywoła zarażenie ok. połowy osób z grupy tych, które nie zostały zarażone dzięki działaniom prewencyjnym;
3) tak, ale dodatkowym kosztem ekonomicznym wyborów będzie „cofnięcie" gospodarki o ok. 4 tygodnie. Innymi słowy, miesięczny przestój gospodarki wywołany rządowymi ograniczeniami zostanie stracony przez rządowe poparcie dla realizacji wyborów prezydenckich w terminie. Czego tu nie rozumiecie?
dr hab. Zbigniew Pastuszak, dyrektor Instytutu Nauk o Zarządzaniu i Jakości, Wydział Ekonomiczny UMCS, dr Marek Mędrek, właściciel firmy informatycznej, Katedra Logistyki i Systemów Informacyjnych, UMC, dr Mariusz Sagan, adiunkt w Kolegium Nauk o Przedsiębiorstwie, SGH