Rok temu o tej porze rynek najmu trawiła gorączka. Studenci wyrywali sobie z rąk najlepsze lokale. – A teraz cisza. Wszyscy czekają na oficjalne decyzje uczelni dotyczące trybu nauczania – mówi Paulina Alaw z piaseczyńskiego oddziału Freedom Nieruchomości.
Swoje zrobiło też przesunięcie wyników matur i ogłoszeń list przyjętych na uczelnie. Studenci są w kropce, podobnie jak właściciele mieszkań.
– To dla nich duży problem – mówi Paulina Alaw. – Jedna z rodzin próbuje znaleźć najemcę choćby na miesiąc, za dużo niższą stawkę, byle tylko mieć pieniądze na rachunki.
Obniżają lub sprzedają
Wojciech Kuc z warszawskiego biura Investor przyznaje: studenci się jeszcze nie ożywili. – Ale paniki nie ma – zastrzega. – To wrzesień jest miesiącem najintensywniejszych poszukiwań. Specyfika stolicy jest zresztą taka, że studenci nie wynajmują mieszkań na dziesięć miesięcy, ale na cały rok. W Warszawie jest drożej, albo więc studenci pracują, albo rodzinę stać na wynajem także w miesiącach wakacyjnych. Nieco ożywił się rynek pracy, więc chętnych na najem nie brakuje.
Wojciech Kuc nie ukrywa, że pandemia odcisnęła piętno na rynku. Mieszkania na wynajem, w zależności od lokalizacji, staniały o 20–30 proc.