Deweloperzy z rynku kapitałowego rozpoczęli publikację wyników sprzedaży mieszkań w IV kwartale ub.r., która pozwoli ocenić, czy odbicie zanotowane w III kw. po zmrożonym lockdownem II kw. było chwilowym impulsem, czy wyznaczyło powrót trendu wysokiej sprzedaży.
Według szacunków firmy JLL w 2019 r. w największych sześciu aglomeracjach deweloperzy sprzedawali (licząc z rezerwacjami) średnio ponad 16 tys. mieszkań kwartalnie, by w I kw. 2020 r. wypracować wynik porównywalny z tym ze szczytu boomu, czyli IV kw. 2017 r., znajdując nabywców na 18,9 tys. lokali.
W II kw. lockdown spowodował masowe zamknięcie biur sprzedaży i anulowanie umów rezerwacyjnych, co sprowadziło sprzedaż do poziomu zaledwie 6,9 tys. mieszkań. Z kolei w III kw. zawarto 13,3 tys. umów, a więc nastąpiło odbicie, jednak wynik jest wyraźnie niższy od kwartalnej średniej z ostatnich lat.
Podaż lokali została dość szybko odbudowana. Według danych GUS w „zdrowym" I kw. deweloperzy w całej Polsce ruszali z budową średnio 10,6 tys. lokali miesięcznie, w kwietniu i maju statystyka skurczyła się do 6,2 tys., by w kolejnych miesiącach odbijać, aż do nowego rekordu, 17 tys. we wrześniu. W październiku i listopadzie gorączka zmalała, ale wciąż wskaźniki notowane są na poziomie sprzed pandemii. W ciągu jedenastu miesięcy rozpoczęto budowę 118 tys. lokali, o 9 proc. mniej niż w zdrowym 2019 r.
Pandemia nie wpłynęła na spadek cen. Popyt napędzany jest niskimi stopami, co skłania do nabywania mieszkań jako formy ochrony kapitału. Na rynek trafia gotówka z lokat, ale także banki poluzowały wymogi, dzięki czemu w październiku padł rekord wartości kredytów hipotecznych udzielonych gospodarstwom domowym (ponad 5,7 mld zł).