Przemyślana strategia, aby wreszcie położyć kres rosnącej potędze Iranu, czy wynik impulsu, aby odwrócić uwagę od procesu impeachmentu? Ameryka jest podzielona w ocenie decyzji swojego prezydenta.
Donald Trump właściwie nie reagował na szereg wcześniejszych prowokacji Teheranu, jak atak na tankowce w Zatoce Perskiej i rafinerie w Arabii Saudyjskiej. W piątek, w odpowiedzi na zabicie amerykańskiego kooperanta i wtargnięcie przez szyickich manifestantów do Ambasady USA w Bagdadzie, zdecydował się jednak na radykalną odpowiedź. Sulejmani, dowódca sił specjalnych Ghods i autor większości działań dywersyjnych Iranu w Iraku, Syrii, Jemenie i Libanie, był uważany za ważną postać reżimu, bliskiego współpracownika najwyższego przywódcy kraju Alego Chamenei.
Przeczytaj komentarz: Polska może mieć do odegrania ważną rolę w irańskim kryzysie
Tak jak George W. Bush po inwazji na Irak w 2003 r. Donald Trump nie chce na razie ujawnić danych wywiadowczych, które – jak twierdzi – dowodzą, że Sulejmani planował kolejne, „niezwłoczne” uderzenie w cel związany z interesami USA. Ostrzegł też, że Waszyngton może uderzyć w 52 cele w Iranie (tyle, ilu było dyplomatów USA przetrzymywanych w 1979 r. w Teheranie), w tym o znaczeniu kulturalnym, i nie zawaha się tego zrobić, jeśli Irańczycy dokonają aktu zemsty.
Kilka miesięcy temu w Iranie wybuchły gwałtowne manifestacje przeciw reżimowi z powodu załamania gospodarki. Teraz jednak setki tysięcy ludzi wyszły na ulice, skandując hasło: „Śmierć Ameryce!”. Władze zapowiedziały, że nie będą już stosowały żadnych ograniczeń w procesie wzbogacania uranu, do czego są zobowiązane międzynarodową umową z 2015 r. Jeden z doradców Alego Chamenei powiedział CNN, że Teheran szykuje „odpowiedź wojskową” na „akt wojny”, jakiego jego zdaniem dopuściła się Ameryka.