Mińsk, Brześć, Witebsk, Mohylew, Homel, Grodno, Mołodeczno, Żłobin, Stołpce, Lida i wiele innych białoruskich miast pojawiło się w niedzielę na mapie przedwyborczych protestów. W stolicy kraju kolejka do namiotu przy bazarze Komorowskim, gdzie zbierano podpisy za kandydaturę Swiatłany Cichanouskiej rozciągnęła się na kilka kilometrów. – Maseczki pomogły Białorusinom przełamać strach. Lód topnieje – mówi „Rzeczpospolitej” znany opozycyjny dziennikarz i działacz społeczny Franak Wiaczorka.
Zgromadzony pod bazarem przy namiocie tłum skandował: „wypuszczaj”. Mieli na myśli popularnego opozycyjnego blogera Siarheja Cichanouskiego, którego aresztowano w Grodnie w piątek. Jego kandydaturę odrzucono, ponieważ w momencie zakończenia rejestracji przez CKW siedział w areszcie za udział w „nielegalnym proteście”. Wystartowała więc jego żona, na czele kampanii której stanął bloger.
Odkąd 20 maja wyszedł z aresztu jeździł busem z wielkim napisem „Strana dla żyzni” (państwo dla życia, tak się nazywa jego blog w youtube) po białoruskich miastach obwodowych i gromadził tłumy. Setki, a miejscami tysiące ludzi, ustawiało się w kolejkę nie zważając na deszcz by postawić podpis pod kandydaturą Cichanouskiej i spotkać się z blogerem na żywo. Wcześniej zdobył popularność jeżdżąc po kraju i obnażając problemy doprowadzonej do ruiny białoruskiej prowincji.
- Ciechanowskiemu udało się porwać tłumy, ponieważ znalazł wspólny język z prostymi ludźmi i obnażyć skalę niezadowolenia reżimem. To fenomen, który w pewnym sensie przypomina fenomen samego Łukaszenkę z roku 1994 i dlatego jest dla niego zagrożeniem – mówi „Rzeczpospolitej” Aliaksandr Klaskouski, znany białoruski politolog.
Cichanouski nie ma programu wyborczego i nic specjalnego nie obiecuje, podstawia mikrofon ludziom i daje się wypowiedzieć na żywo.