W czwartek, 3 października, poznamy wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie kredytów we frankach. TSUE ma rozstrzygnąć m. in. czy sąd ma usunąć z umowy niedozwolony zapis, czy też może go zastąpić innym. Chodzi o to czy sędzia może nakazać przeliczenie długu po kursie NBP (zamiast bankowego), czy też należy całkiem usunąć fragment tekstu, uznany za niedozwolony. Zmiana kursu na NBP daje klientowi niewielkie korzyści. Natomiast w przypadku usunięcia całej niedozwolonej klauzuli, korzyści będą ogromne.
Rata i wartość kredytu spadną o połowę?
- Usunięcie z umowy kredytowej klauzuli mówiącej o sposobie przeliczenia długu na franki zamieniłby go w kredyt złotowy, a przeliczenie odbyłoby się po kursie początkowym. Kolejna korzyść polegałaby na tym, że oprocentowanie nie zostałoby podniesione do poziomu jaki obowiązuje dla kredytów w złotych. W wyniku opisanej zmiany powstałby kredyt w złotych, ale z oprocentowaniem opartym o szwajcarski poziom stóp procentowych – mówi Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera. Byłby to więc kredyt z oprocentowaniem wynoszącym obecnie ok. 0,5 proc. (innym skutkiem orzeczenia może być stwierdzenie nieważności umowy).
Czytaj także: Banki powinny zaoferować frankowiczom ugody
Taka zmiana spowodowałoby drastyczny spadek zarówno samej raty jak i zadłużenia w złotych. Korzyść byłaby tym większa im niższy był kurs dniu uruchomienia kredytu. Na przykład w kredycie zaciągniętym w najgorszym możliwym momencie (sierpień 2008 r.), gdy frank kosztował jedynie 1,96 zł, rata i zadłużenie spadłyby mniej więcej o połowę. Dla przykładu - jeśli kwota kredytu wynosiła 300 000 zł, a okres spłaty 30 lat, to rata spadłaby z 1 974 zł do 929 zł. Jednocześnie bank powinien oddać klientowi 110 365 zł, ponieważ dotychczas płacił on raty wyższe niż powinien – szacuje Expander. Gdyby ta kwota trafiła do spłaty pozostałego po przewalutowaniu zadłużenia, do spłaty pozostałoby 89 900 zł kredytu. Dla porównania obecne zadłużenie wyrażone w złotych to aż 423 960 zł.
- Jednak uzyskanie opisanych korzyści nie będzie takie proste. Dotychczas frankowicze wygrywali zaledwie 1 na 10 spraw w sądach. Cały proces jest długotrwały, kosztowny i nie mamy pewności czy zakończy się powodzeniem. Gdyby frankowicze zaczęli masowo pozywać banki i wygrywać procesy, to ich kredytodawcy poniosą z tego tytuły ogromne koszty. To może zmusić je do ograniczenia akcji kredytowej, czyli w praktyce nowo udzielane kredyty mogą stać się droższe i trudniej dostępne – zaznacza Sadowski.