Decyzję o rozwiązaniu marszu we Wrocławiu podjął urząd miejski - dopiero godzinę po tym, jak w stronę kontrmanifestantów, sprzeciwiających się marszowi narodowców, poleciały race i butelki.
Jak podaje Gazeta Wrocławska, obserwatorzy z ratusza zostali wypchnięci poza marsz i nie mogli tej informacji przekazać organizatorom.
Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz podkreśla, że mimo próśb władze miasta nie otrzymały pomocy policji.
Czytaj także: 11 listopada: Marsze Niepodległości idą przez Polskę
W marszu wzięło udział, jak ocenia policja, 9 tysięcy narodowców i kibiców. I choć jego uczestnicy rzucali w stronę kontrmanifestantów race i butelki, trzy osoby zostały ranne, policja nie uznała, że doszło do "zbiorowego naruszenia porządku i ładu" - cytuje "Gazeta Wrocławska" rzecznika dolnośląskiej policji Pawła Petrykowskiego.