Wydatki na zdrowie muszą rosnąć

Po pandemii będzie szerszy dostęp do telemedycyny – mówi Gábor Sztaniszláv, dyrektor generalny Amgen w Polsce.

Publikacja: 15.06.2020 18:40

Gábor Sztaniszláv, dyrektor generalny Amgen

Gábor Sztaniszláv, dyrektor generalny Amgen

Foto: materiały prasowe

Artykuł powstał we współpracy z firmą Amgen

Co zmieniło się w leczeniu pacjentów podczas pandemii?

Wydaje mi się, że decyzje rządów, także polskiego, aby w pierwszym okresie epidemii skupić się przede wszystkim na przypadkach związanych z Covid-19, były absolutnie logiczne. Zostały podjęte olbrzymie wysiłki, aby zidentyfikować, odizolować i leczyć pacjentów zakażonych koronawirusem. Teraz jednak trzeba również skupić uwagę na innych pacjentach, którzy przecież nie zniknęli. Co więcej, z powodu pandemii mogli znaleźć się w ciężkim położeniu – mieli utrudniony dostęp do szpitali, zabiegów, diagnostyki czy rehabilitacji. Wydaje mi się, że konieczne jest przejście do kolejnego etapu zarządzania kryzysowego, czyli poświęcenie uwagi innym pacjentom i zapewnienie im jak najbardziej skutecznych terapii w tych warunkach.

Jednak mimo ciężkiego położenia służby zdrowia widzę pewne plusy sytuacji związanej z epidemią. Nabrały przyspieszenia procesy związane z leczeniem na odległość, telemedycyną i zdalną diagnostyką. Nie wszystko działa jeszcze idealnie, ale widać, że rozwój tych dziedzin będzie nie do powstrzymania.

Z drugiej strony medycyna na świecie przed pandemią dążyła do jak najszybszej diagnostyki chorób, takich jak na przykład rak. Tego nie da się zrobić na odległość i już widać, że epidemia spowodowała spowolnienie tych procesów diagnostycznych. Trzeba będzie to nadrobić.

Czy pandemia czegoś nas nauczyła?

Myślę, że sporo. Wspomniałem już o telemedycynie, nowym rozwiązaniu dla pacjentów i lekarzy. Myślę, że jeżeli ona się rozpowszechni, lekarze będą mieli po prostu więcej czasu na przykład na diagnostykę i analizę konkretnych przypadków. Mamy też do czynienia z rozpowszechnieniem e-recept oraz w ogóle formuły e-zdrowia, co uważam za bardzo pozytywne. Myślę, że jednak najważniejsze jest to, że społeczeństwo dostrzegło, jak ważny jest sprawny i odpowiednio finansowany system ochrony zdrowia. Pandemia nauczyła nas, że zdrowa gospodarka nie może funkcjonować bez zdrowego społeczeństwa. Dlatego wydaje się sprawą zasadniczą, aby wydatki na ochronę zdrowia rosły, co zresztą deklaruje rząd. Wzrost wydatków do 6 proc. PKB nie może zostać zatrzymany, tylko musi być kontynuowany. To najważniejszy wniosek, który przyniosła pandemia.

Czy konieczna jest debata publiczna o przyszłym kształcie systemu ochrony zdrowia?

Absolutnie tak. Wierzę, że tylko rozmowa jest w stanie rozwiązać problemy. Musimy próbować w drodze dialogu pogodzić różne interesy, przyjrzeć się doświadczeniom pacjentów i doświadczeniom każdego szczebla personelu medycznego. Oczywiście ten cały proces musi odbywać się z udziałem płatników i specjalistów od finansowania ochrony zdrowia. Myślę, że każda z tych stron jest w stanie wnieść swój wkład w wypracowanie rozwiązań na drodze dialogu.

Trzeba też pamiętać, że taka dyskusja mogłaby również doprowadzić do wdrożenia mechanizmów, które uczynią system bardziej efektywnym. A z efektywnością w Polsce są niestety kłopoty. Zmiany w tej sferze są równie ważne jak wzrost nakładów na zdrowie.

Jaki powinien być cel zmian w systemie ochrony zdrowia w Polsce?

Mam nadzieję, że dzięki epidemii znacznie szerszy będzie dostęp do nowoczesnych technologii medycznych. To ma zasadnicze znaczenie. Potencjalny koszt technologii jest nieporównywalny z kosztem epidemii dla systemu ochrony zdrowia.

Druga sprawa – przewidywanie i zapobieganie. Teraz systemy ochrony zdrowia są nastawione na działanie, dopiero gdy coś złego się stanie, przezwyciężanie problemów, które już zaistniały. Koszt dla systemu byłby o wiele niższy, gdyby można było wcześnie wykrywać potencjalne zagrożenia. Wczesne wykrycie umożliwia również szybkie znalezienie rozwiązań. Prosty przykład – choroby układu sercowo-naczyniowego są jedną z najczęstszych przyczyn zgonów w Polsce i na świecie. Odpowiedni system badań mógłby całkowicie zmienić tę sytuację. Podobnie jest z osteoporozą, zdecydowanie zbyt słabo diagnozowaną w Polsce. A w momencie, kiedy dojdzie do złamania, zwłaszcza u osób starszych, koszty hospitalizacji są olbrzymie, nie mówiąc już o potencjalnym wpływie choroby na zagrożenie życia. Odpowiednie, szerokie badania i diagnostyka pozwoliłyby diametralnie zmienić tę sytuację.

A jeżeli do postulowanych przez pana zmian nie dojdzie? Co wówczas czeka system ochrony zdrowia?

Myślę, że jest kilka niebezpieczeństw. Przede wszystkim taka czy inna epidemia może się powtórzyć. Przy kolejnym zamknięciu i osłabieniu gospodarki oraz braku wzrostu nakładów na ochronę zdrowia Polska może stracić swój ekonomiczny impet, przestać być liderem w tej części Europy. Może przestać być konkurencyjna.

To dłuższa perspektywa, a ta bieżąca to ryzyko wzrostu zachorowań już na jesieni. I ponowne ryzyko dla pacjentów, którzy nie są zakażeni koronawirusem – utrudniony dostęp do lekarzy, do zabiegów, do diagnostyki. To się musi zmienić. Wspólnie i jak najszybciej trzeba znaleźć rozwiązania w tej kwestii.

Jestem przekonany, że Polacy chcą mieć opiekę zdrowotną na poziomie innych państw Unii Europejskiej. Tego nie osiągniemy bez mobilizacji, dialogu i oczywiście wzrostu nakładów.

Zdrowie
Powstała pierwsza lista leków krytycznych. Ministerstwo Zdrowia chce zabezpieczyć pacjentów
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Ochrona zdrowia
Współpraca, determinacja, ludzie i ciężka praca
Zdrowie
"Czarodziejska różdżka" Leszczyny. Bez wotum nieufności wobec minister zdrowia
Zdrowie
Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży - o co zadbać i czego się wystrzegać