Od kilku dni można zaobserwować gigantyczny wzrost zakażeń. W czwartek były to 5592 nowe zachorowania – 85 proc. więcej niż przed tygodniem. W środę 5559 – 110 proc. więcej niż przed tygodniem. – Ludzie nie chcą się testować. Myślę, że rzeczywista liczba chorych jest sześć–siedem razy większa – mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej ds. Covid-19.
Ekspertów dziwi więc brak działań rządzących, które by zatrzymały transmisję wirusa. – Rząd woli gasić pożary, niż do nich nie dopuszczać – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska, wirusolog z Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Nikt z ekspertów nie bierze jednak pod uwagę głębokiego lockdownu, takiego jak w ubiegłym roku. – Powinniśmy pójść drogą francuską czy włoską, czyli maksymalnie wykorzystać to, co dają nam szczepienia i certyfikaty. Tam nie da się nigdzie wejść, do restauracji czy kina, bez takiego dokumentu – mówi prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych, członek Rady Medycznej przy premierze. Obostrzenia miałyby obowiązywać w czerwonych strefach.
Czytaj więcej
Eksperci są zgodni: najlepszym sposobem na zatrzymanie transmisji wirusa jest szerokie zastosowanie paszportów covidowych. Tak, jak zrobiono np. we Francji.
Rząd na razie analizuje sytuację w regionach, gdzie widać najwyższy przyrost zachorowań. Głównym wyznacznikiem tego, czy będzie dyskusja o wprowadzeniu obostrzeń, jest wydolność lokalnej służby zdrowia. Ważnym momentem ma być – jak słyszymy – sytuacja w okolicach 1 listopada. Teraz rząd chce się skupić na egzekwowaniu obecnych zasad, mandatach i kontroli. Nie ma też na razie mowy o sprawdzaniu przez dyrektorów szkół, organizatorów imprez albo właścicieli hoteli, czy goście naprawdę są zaszczepieni.