Wraz z ostatnią pensją, płatną do końca zeszłego roku, 60 byłych pracowników zlikwidowanej placówki miało otrzymać od 6 do 10 tys. zł w zależności od zajmowanego stanowiska. Miała to być suma wynagrodzenia, odprawy i odszkodowania, a informacja o niej znajdowała się w wypowiedzeniach.
– Tych pieniędzy nie dostaliśmy ani w grudniu, ani w styczniu – mówi jedna z pracownic dla Dziennika Wschodniego. – Regularnie dzwonimy do firmy i pytamy o to, kiedy wpłyną one na nasze konto. Ciągle słyszymy jednak, że musimy uzbroić się w cierpliwość. Firma musi w pierwszej kolejności regulować swoje bieżące zobowiązania i wypłacać pensje, żeby nie zbankrutować. My mamy dostać naszą gotówkę dopiero, kiedy inne sklepy na nią zarobią – dodaje.