Proszę opowiedzieć krótką anegdotkę związaną z działalnością w NZS-ie.
Jacek Jancelewicz: Chyba najlepszą anegdotą jest historia "Dlaczego w ogóle założyliśmy NZS". Kiedy znaleźliśmy się pod bramą Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980, brama była zamknięta, a kilku naszych kolegów było w środku i wspomagało komitet strajkowy. Myśmy koniecznie chcieli się dostać do środka i wziąć udział w strajku, ale odmawiano nam, mówiąc, że uczestników jest już wielu. Wtedy wymyśliliśmy sobie, że założymy związek zawodowy studentów. Bogdan Borusewicz, usłyszawszy ten pomysł, po prostu nas wyśmiał, w końcu co to za zawód-student! Studentem się bywa, a nie jest. Byliśmy tak wkurzeni, że skoro oni nas nie chcą, to pies ich trącał, zrobimy sobie własną organizację i mamy ich w nosie. I tak narodził się pomysł na NZS.
Co pan czuje patrząc na dalsze działania organizacji, do której pan należał?
To jest proste pytanie z bardzo skomplikowaną odpowiedzią. Czuję dumę - to jest dominujące uczucie. Najbardziej dumny jestem z tego, że idea NZS-u nie uległa zapomnieniu. Pomimo wielu trudności i zakrętów organizacja dalej trwa i cieszy się dużą popularnością wśród studentów.
Co dał panu NZS?