Trzęsienia ziemi są w Japonii codziennością. W Tokio ziemia trzęsie się raz na tydzień, a co roku rejestruje się tu 1 – 3 tys. wstrząsów o różnym nasileniu. Nic dziwnego więc, że właśnie w Japonii ukuto termin "tsunami" oznaczający falę portową.
Kraj ten leży w jednym z najgorętszych punktów tzw. pacyficznego pierścienia ognia. Jest to pas rowów oceanicznych i wulkanicznych łańcuchów górskich otaczających Pacyfik. Leżąca pod nim płyta tektoniczna napiera na sąsiednie płyty. Pierścień ognia skupia 90 proc. czynnych wulkanów na planecie (80 z nich znajduje się w Japonii), nic więc dziwnego, że w jego obrębie zdarza się 80 proc. silnych wstrząsów.
Wyspy Japońskie leżą w wyjątkowo niewdzięcznym miejscu – w strefie subdukcji, na styku aż czterech płyt litosfery: wielkich płyt pacyficznej, eurazjatyckiej i północnoamerykańskiej oraz mniejszej filipińskiej.
Ta ostatnia stwarza najwięcej problemów. Wpycha się klinem od spodu pod płytę euroazjatycką, a dzieje się to – co odkryto niedawno – zaledwie 4 – 26 km pod powierzchnią Tokio (uskoki zazwyczaj znajdują się 20 – 40 km pod ziemią). Z kolei pod te dwie płyty od spodu wchodzi trzecia – pacyficzna, formując w ten sposób oceaniczny Rów Japoński. W efekcie podsuwające się pod spód skały częściowo się topią, a następnie wędrują do góry, budząc do życia wulkany. Ocieranie się płyt wywołuje wstrząsy skorupy ziemskiej. To musi rodzić kataklizmy.
Najnowszy zdarzył się w sąsiedztwie uskoku tektonicznego (na styku płyt pacyficznej i euroazjatyckiej) znajdującego się kilkaset kilometrów od japońskiego wybrzeża. Energia uwolniona w wyniku dwóch wstrząsów (jeden o sile 8,9 st., drugi, pół godziny później – 7,1 st. w skali Richtera) znalazła ujście w fali tsunami. Na otwartych wodach bywa ono nieszkodliwe – mimo że fala mknie z prędkością do 800 km na godz., osiąga wysokość metra i rozciąga się na kilkaset kilometrów. Im bliżej lądu, tym bardziej tsunami zwalnia, trąc podstawą o podnoszące się dno. To sprawia, że fala się spiętrza, osiągając niekiedy kilkadziesiąt metrów wysokości, i tak uderza w ląd. Jeśli nie napotka przeszkód w postaci wzgórz, może się wedrzeć na wiele kilometrów w głąb wybrzeża.