Anna Applebaum, amerykańska dziennikarka, żona ministra Radosława Sikorskiego, napisała w „Washington Post”, że „nikt w Polsce nie snuje teorii spiskowych” na temat katastrofy. Polacy – „poza kilkoma skrajnymi stronami internetowymi” – są przekonani, że był to wypadek.
Rzeczywiście, wątpliwości w sprawie podanej przez Rosjan wersji wydarzeń pojawia się niewiele. Ale jednak są. I wcale nie zgłaszają ich tylko „skrajne strony internetowe”.
Na przykład poseł PiS Artur Górski w „Naszym Dzienniku” mówił, że Rosja od samego początku starała się wskazać, iż za katastrofę odpowiedzialna jest strona polska: piloci lub nawet sam prezydent. Tymczasem, zdaniem Górskiego, scenariusz mógł być zupełnie inny: „Jedna wersja mówi, że samolot cztery razy podchodził do lądowania, gdyż za każdym razem Rosjanie odmawiali zgody na lądowanie, wysyłając maszynę z prezydentem na lotniska do Mińska lub Moskwy. Mieli podawać przy tym wątpliwe powody, a to że mgła nad lotniskiem, a to że system nawigacji nie działa, bo jest w remoncie, a to że za krótki pas do lądowania. (...) Druga wersja mówi, że wieża podała błędne koordynaty pilotom i ci już nie zdążyli podnieść samolotu i zahaczyli o drzewa”.
W podobnym tonie wypowiada się wielu internautów. Podają w wątpliwość to, czy na lotnisku była mgła (piszący te słowa był tam zaraz po katastrofie – mgła była), podejrzliwość wywołało to, że Rosjanie „dobrali się do czarnych skrzynek” (znając doskonale technologię Tupolewa, mieli je spreparować).
Mówi się też o tym, że urządzenia na lotnisku w Smoleńsku mogły być niesprawne. Wczoraj w Internecie pojawiły się zdjęcia zrobione kilka godzin po katastrofie, na których żołnierze wymieniają żarówki w lampach naprowadzających.