Kierowcy coraz częściej skarżą się na niedozwolone praktyki zakładów przy likwidacji szkód. Najwięcej kontrowersji budzi sposób ustalania wysokości kwoty odszkodowania. Towarzystwa nagminnie stosują potrącenia amortyzacyjne, wyliczają ceny części na podstawie zamienników, a nie oryginałów, zaniżają stawki za naprawę.
Kuriozalne są też obostrzenia dotyczące zwrotu kosztów wynajmu auta zastępczego – uzależnione np. od tego, czy w danej miejscowości funkcjonuje komunikacja publiczna. Jeśli tak, ubezpieczyciele odmawiają zapłaty. Poza tym domagają się oświadczeń, że auto jest niezbędne, bo np. poszkodowany ma chorą babcię i dowozi ją do lekarza.
– Ubezpieczyciele notorycznie stosują różne kruczki, aby nie płacić albo płacić mniej ubezpieczonym, i tym samym nie respektują wyroków Sądu Najwyższego – wyjaśnia Krystyna Krawczyk z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.
W jej ocenie sytuację mogłaby zmienić bezpośrednia likwidacja szkód, o ile byłaby oparta na wyznaczonych przez wyroki sądowe standardach. – Jak dotąd, nie ma odważnego gracza na rynku, który byłby w stanie dyktować innym odpowiednio wysokie stawki likwidacji szkód odpowiadające rzeczywistym cenom robocizny i zakupu oryginalnych części – twierdzi Krawczyk. – Żałujemy, że KNF się tym nie zajmuje – dodaje.
Komisja zapewnia jednak, że jest inaczej. – Pracujemy nad projektem wytycznych odnoszących się do likwidacji szkód w ubezpieczeniach komunikacyjnych i w najbliższych miesiącach zostanie on przekazany do konsultacji – wyjaśnia Maciej Krzysztoszek z biura prasowego KNF. – Chodzi o to, żeby wszystkie zakłady ubezpieczeń mogły stosować jednolity standard, który będzie weryfikowany w toku inspekcji i sprawowanego nadzoru.