Dziś mało który z postronnych obserwatorów pamięta tę historię. Przypomnijmy ją pokrótce. W 1999 r. PZU przeżywało poważne kłopoty finansowe. Rząd Jerzego Buzka uznał, że ratunkiem dla tej spółki może być częściowa prywatyzacja. Na sprzedaż wystawił 30 proc. akcji ubezpieczyciela. W finałowej rozgrywce o ten pakiet starły się konsorcjum holenderskiej firmy Eureko i BIG Banku Gdańskiego oraz francuska firma AXA. Ostatecznie zwyciężyło konsorcjum Eureko-BIG BG, które zaproponowało wyższą cenę. Nie wszystkim politykom ten wybór przypadł do gustu. AXA była większym graczem, Emilowi Wąsaczowi, ówczesnemu ministrowi skarbu, który podpisał decyzję o wyborze oferty Eureko-BIG BG, zarzucano więc niegospodarność i działanie na niekorzyść spółki. Nie pomagały tłumaczenia, że wybór wyższej oferty był działaniem na korzyść skarbu państwa.
Zgodnie z umową prywatyzacyjną PZU miało być wprowadzone na giełdę, a Eureko miało mieć prawo do dokupienia 21 proc. jego akcji. Ale rząd zmienił koncepcję działań wobec PZU i postanowił utrzymać kontrolę państwa nad tą firmą. Doprowadziło to do potężnego sporu prawnego z Eureko. Sprawa zakończyła się ugodą, na mocy której Eureko, w zamian za zgodę na sprzedaż swoich akcji PZU, dostało potężna rekompensatę.
W międzyczasie coraz większe kłopoty miał minister Wąsacz. W 2005 r. Sejm postawił go przed Trybunałem Stanu. Ten ostatecznie w 2019 r. umorzył postępowanie z powodu przedawnienia. W międzyczasie, jesienią 2006 r. na polecenie prokuratury CBŚ spektakularnie zatrzymała Wąsacza. Dzień po zatrzymaniu sąd wypuścił na wolność byłego ministra skarbu za poręczeniem majątkowym. Potem uznał, że zatrzymanie było bezpodstawne. Nie godził się z tym ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który uważał, że są podstawy do uznania niegospodarności Wąsacza, za co groziło mu do 10 lat pozbawienia wolności.
W poniedziałek Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia orzekał w procesie karnym, który rozpoczął się na początku 2017 r., po powrocie PiS do władzy. Sąd badał grubo ponad 500 tomów akt zebranych zebranych w tej sprawie. Prokuratura, wnioskowała o karę pozbawienia Emila Wąsacza wolności (w zawieszeniu) i grzywnę. Obrońcy chcieli uniewinnienia. I to po ich stronie stanął sąd. Stwierdził, że nie dostrzega żadnej podstawy do tego, by orzec niedopełnienie obowiązków przez byłego ministra skarbu. W ocenie sądu Emil Wąsacz działał na korzyść skarbu państwa.
Po rozprawie Emil Wąsacz mówił, że nie będzie się domagał odszkodowania dla siebie, a jeśli już miałby je otrzymać, przekaże je na cele charytatywne.