Gruzja w przeciwieństwie do Rosji i Turcji, ale także Rumunii czy Bułgarii nie ma ani jednego głębokowodnego portu z prawdziwego zdarzenia na Morzu Czarnym. W efekcie nie może już przyjmować aż 75 proc. statków operujących w tym akwenie. Portem takim nie jest ani handlowy i pasażerski port w Batumi, ani port w Poti, który w coraz mniejszym stopniu spełnia swe zadania (jego głębokość to tylko 8,4 m), a zawijające tam kutry (o pojemności tylko do 1500 TEU) coraz dłużej oczekują na wejście do portu (średni czas oczekiwania to trzy dni, a w przypadku słabszej pogody może to być nawet do 7 dni). Brak głębokowodnego portu ogranicza rozwój Gruzji (3,73 mln mieszkańców w 2018 r.), której rząd pozycjonuje się jako maksymalnie nakierowany na biznes. I w znacznej mierze taką pozycję Gruzji potwierdzają przeróżne międzynarodowe zestawienia. W rankingu Banku Światowego „Ease Doing Business” Gruzja jest szósta, a Heritage Foundation uznaje jej gospodarkę za szesnastą najbardziej otwartą. Do tego jest to jeden z najmniej obciążonych podatkami krajów na świecie (ósme miejsce w klasyfikacji Światowego Forum Ekonomicznego) i jedno z najbezpieczniejszych państw na globie (według Numbeo na pozycji nr 5). Gruzja chce się jednak nadal rozwijać, a zważywszy na jej usytuowanie na Nowym Jedwabnym Szlaku, rosnący eksport (wzrost o 22,9 proc. w 2018 r.) i import (wzrost o 14,9 proc. w 2018 r.) potrzebuje coraz lepszej infrastruktury portowej.