Unijne głosowania nad przyszłością europejskiej motoryzacji, które zakazują od 2035 r. stosowania napędów spalinowych z dopuszczeniem jedynie możliwości wykorzystania w nich paliw syntetycznych, nie oznaczają całkowitego wycofania aut konwencjonalnych z rynku. Zakaz mający obowiązywać od 2035 r. będzie dotyczył wyłącznie samochodów nowych. Te już zarejestrowane będzie można dalej kupować, sprzedawać czy sprowadzać z zagranicy, zarówno z silnikiem benzynowym, jak i dieslem. Posiadacze takich pojazdów nie będą musieli wymieniać ich na elektryka.
Ale jeśli te ostatnie dalej będą tak drogie, trudno wyobrazić sobie rozpowszechnienie e-aut w polskich warunkach w takim stopniu, jak ma to miejsce w innych krajach Europy. Według Samaru, w styczniu średnia cena samochodu z napędem elektrycznym wyniosła w Polsce prawie 260 tys. zł i wzrosła r./r. o 13,5 proc. Z kolei średnia dla wszystkich nowych aut wyjeżdżających z salonów, zarówno spalinowych, jak i elektrycznych, wynosiła w tym czasie 162 tys. zł.
Czytaj więcej
Koniec samochodów z silnikami spalinowymi jest przesądzony, ale wiele krajów w Europie nie jest p...
Co prawda, wedle marcowego raportu KPMG 23rd AnnualGlobal Automotive Executive Survey, jedna trzecia z badanych 915 dyrektorów sektora motoryzacyjnego z 30 krajów zakłada, że zrównanie się cen samochodów spalinowych i elektrycznych nastąpi do roku 2030 (jedna czwarta przewiduje to już w 2025 r.). Ale w polskich warunkach – przynajmniej na razie – jest to trudne do wyobrażenia. Nawet pomimo faktu, że liczba e-aut na polskim rynku dość szybko rośnie.